Pomnik Stanisława Wojciechowskiego
Instytut Bankowości Spółdzielczej postuluje, by sektor spółdzielczy wystąpił z inicjatywą zbudowania w Warszawie pomnika Stanisława Wojciechowskiego, spółdzielcy oraz obrońcy demokracji i państwa prawa.
Jerzy Krajewski, dyrektor IBS, deklaruje przeznaczenie na ten cel 1000 zł za swoich prywatnych pieniędzy, a jak będzie trzeba, również wyższej kwoty.
Stanisław Wojciechowski był jednym z najlepszych synów naszej ziemi – Polski. Był wybitnym działaczem ludowym i spółdzielczym oraz prawdziwym obrońcą demokracji i państwa prawa.
Jego rozmowa z Józefem Piłsudskim na moście Poniatowskiego w maju 1926 r. to rzadki w naszej historii przykład odwagi i prawości polityka.
Stanisław Wojciechowski zasługuje nie tylko na tablicę pamiątkową w naszej stolicy, ale również na pomnik w jej eksponowanym miejscu. Pomnik powinien stanąć w pobliżu mostu Poniatowskiego, być może przy wschodnim wjeździe w okolicach Stadionu Narodowego.
Jerzy Krajewski, dyrektor Instytutu Bankowości Spółdzielczej
Więcej na ten temat
Międzynarodowy Dzień Spółdzielczości 2008
Biografia Stanisława Wojciechowskiego
Stanisław Wojciechowski (1869-1953)
Urodził się 15 marca 1869 roku w Kaliszu. Jego rodzicami byli: Feliks Wojciechowski – dozorca kaliskiego więzienia oraz Florentyna z Vorhoffów. W 1888 r. ukończył kaliskie gimnazjum (obecnie Liceum im. A. Asnyka), a następnie rozpoczął studia na wydziale fizyko-matematycznym Uniwersytetu Warszawskiego.
Od chwili wstąpienia na studia związał się z tajnymi organizacjami. Wszedł do Centralizacji Związku Młodzieży Polskiej "Zet". Był także organizatorem grup zawodowych. W 1892 r. Opuścił Warszawę, ponieważ jego dalsza obecność mogłaby narazić kolegów z konspiracji na niebezpieczeństwo. Wyjechał do Zurychu i Paryża, gdzie mieszkał przy rue Scription 6 i pracował jako zecer przy rue du Four 3. 5 stycznia 1893 r. premier i minister spraw wewnętrznych Alexandre Ribot, na żądanie ambasady carskiej w Paryżu, wydał dekret nakazujący wydalenie Stanisława Wojciechowskiego z Francji. Przyszły prezydent II Rzeczypospolitej 12 stycznia wyjechał z Paryża do Boulogne-sur-Mer, a stamtąd odpłynął do Anglii.
W czerwcu 1893 r. na polecenie Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich przekroczył nielegalnie granicę Rosji, aby załagodzić kryzys wewnętrzny jaki powstał w Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Uczestniczył w zjazdach tej partii, drukował w podziemiu "bibułę" oraz przewoził do kraju broń. W tymże roku poznał także w Warszawie Józefa Piłsudskiego, członka PPS, z którym przyszło mu się spotkać w maju 1926 r. w Warszawie po przeciwnej stronie barykady.
W 1899 roku Wojciechowski ożenił się z Marią Kiersnowską, córką szlachcica spod Giedrojć. Bezpośrednio po ślubie wyjechali do Londynu.
W 1905 roku przybył do kraju i brał udział w zjeździe PPS. "W styczniu 1906 roku – wspomina Wojciechowski – dowiedziałem się, że konsultant rosyjski w Londynie wydaje emigrantom paszporty na powrót do kraju bez żadnych upokarzających formalności. Zaraz skorzystałem z tego […]".
Po powrocie do Warszawy włączył się natychmiast w wir działalności społecznej angażując się w prace Towarzystwa Kooperatystów. W latach 1906-1915 był redaktorem czasopisma "Społem". Od 1911 do 1915 r. był członkiem Zarządu Warszawskiego Związku Stowarzyszeń Spożywczych.
W 1914 roku wybuchła I wojna światowa. Wojciechowski wspominał: "W wojnie, która miała decydować o losie ziem polskich, nie mogłem być neutralny. Przeszłość wiązała mnie z Piłsudskim i jego towarzyszami, teraźniejszość dzieliła: oni wystąpili przeciwko Rosji razem z Niemcami, a mnie nieomylny instynkt mówił, że zwycięstwo Niemiec to klęska Polski". W związku z tym w 1915 r. zaangażował się w działania w Komitecie Narodowym Polskim organizując między innymi pomoc dla "bieżańców". W dwa lata później został prezesem Rady Polskiego Zjednoczenia Międzypartyjnego w Moskwie.
Po uzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku zbliżył się do Polskiego Stronnictwa Ludowego "Piast". W latach 1918-1922 był wykładowcą spółdzielczości w Wyższej Szkoły Handlowej w Warszawie. Natomiast w okresie 1919-1920 pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych w gabinetach Ignacego Jana Paderewskiego oraz Leopolda Skulskiego.
20 grudnia 1922 został wybrany Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej. Jan Skotnicki – kierujący w latach 1922-1929 polityka kulturalna państwa tak wspominał po latach postać Wojciechowskiego: "Był to typ społecznika, purytanina. Wszyscy go czcili i szanowali. Był zacny, ale oschły. Po dokonanych wyborach nie było w Polsce człowieka, który by był zadowolony z wyboru Wojciechowskiego, ale też nikt nie mógł nic zarzucić temu człowiekowi, prócz tego jednego, że nie potrafił trzymać <fasonu> prezydenta bądź co bądź poważnego państwa. Pochodząc ze sfer drobnomieszczańskich, nie potrafił nigdy przystosować się do sposobu bycia, stosownego dla prezydenta państwa. Drobiazgowość w życiu codziennym i brak obycia towarzyskiego powodowały stałe nietakty i niezręczności. […] Wojciechowski wszystkiego sobie odmawiał, byleby oszczędzić skarb państwa, przypuszczał bowiem, że taki powinien być demokratyczny prezydent". Należy podkreślić, iż Wojciechowskiemu poświęcone były niezliczone kawały, w których go wyśmiewano. Powszechnie też drwiono z jego postaci. Na przykład, kiedy pewnego dnia prezydent Wojciechowski przejeżdżał przez ulicę Chłodną "jedna baba powiedziała do drugiej: <o! Prezes jedzie>. Z kolei sklepikarz lwowski zeznający w procesie o zamach na prezydenta określił go jako <siwego pana w baniaczku>. [cylindrze – M.K.]"
Wiele mówiono także o bigoterii Wojciechowskiego. Doskonałą tego ilustracją jest następujące zdarzenie. Otóż 7 maja 1925 r. prezydent odjeżdżał z Warszawy do Krakowa z zachowaniem całego ceremoniału jaki przysługiwał głowie państwa. Po odebraniu na dworcu raportu od dowódcy kompanii honorowej, Wojciechowski zapytał go, czy żołnierze śpiewają pieśni religijne. Po otrzymaniu potwierdzającej odpowiedzi, Wojciechowski polecił żołnierzom odśpiewać niektóre z nich. Śpiewano około dwudziestu minut, aż do momentu odjazdu pociągu. Takie zachowanie prezydenta wywołało zrozumiałą sensację w kraju.
W maju 1926 roku na skutek akcji zbrojnej Piłudskiego, Wojciechowski zrzeka się urzędu prezydenta. Jan Lechoń wspominał, iż "Stary [Piłsudski – M.K.] wychodząc z ostatniej z nim [Wojciechowskim – M.K.] przed majem rozmowy w Belwederze, wybuchnął do Kocia Lentza: <Ja wam tę gromnicę zgaszę>. I zgasił. Sądzę, iż warto w tym miejscu zacytować wspomnienie Aleksandra Chrząszczewskiego – zastępcę szefa kancelarii Wojciechowskiego – który tak go porównywał z Piłsudskim: "Pogarda dla prawniczych formalności była nieledwie jedną cechą wspólną obu starych partyjnych działaczy, towarzyszy z PPS, a jednocześnie osobistych przyjaciół, jakimi niegdyś byli Stanisław Wojciechowski i Józef Piłsudski Poza tym pod względem charakteru, usposobienia, gustów, sposobów bycia, a nawet w zakresie głębszego ustosunkowania się do zagadnień moralnych i politycznych, były to dwie antypody.[…] Wojciechowskiego ożywiała niczym nie zmącona, nieco naiwna wiara w naród polski, której Piłsudski, jak wiadomo wcale nie podzielał […]. Prezydent wstawał wcześnie. O 6 rano był już na nogach i nieledwie z kurami chodził spać. Piłsudski wstawał późno i nocami pracował lub konferował".
Po powrocie majowym Wojciechowski nie chciał mieć nic wspólnego z wielką polityką. Kontynuował działalność w "Społem". Pisał wiele artykułów i prac przede wszystkim na tematy spółdzielczości m.in.: "Spółdzielnie rolnicze. Jakie być mogą i powinny w Polsce według wzorów zagranicznych" – 1936. "Historia spółdzielczości polskiej do 1914 roku" – 1939. Napisał również wspomnienia: "Moje wspomnienia" – 1938.
Po otrzymaniu emerytury początkowo mieszkał na wsi w majątku Władysława Grabskiego. Następnie zamieszkał w małym domku na Ochocie gdzie przeżył II wojnę światową. Umarł 9 kwietnia 1953 roku w Gołąbkach koło Warszawy, całkowicie zapomniany przez społeczeństwo polskie.
Historia dość ostro potraktowała postać Stanisława Wojciechowskiego obdarzając go opinią naiwnego, nieudolnego, śmiesznego, zapominając zarazem, iż był to człowiek o wielkiej osobistej bezinteresowności, obywatelskich zasługach i cnotach.
Marek Kozłowski
Uwaga: Podkreślenia pochodzą od redakcji www.ibs.edu.pl
Rozmowa prezydenta Stanisława Wojciechowskiego z Józefem Piłsudskim
Ale Piłsudskiemu nie w głowie aresztowanie czy straszenie Wojciechowskiego. Obu łączą wspomnienia wielu lat młodości spędzonych w pepeesowskiej konspiracji, pamięć zagrożenia przez carską ochranę. Marszałek jest dobrej myśli, liczy, że prezydent w końcu zdymisjonuje rząd Witosa. Przecież to Wojciechowski zabiegał o spotkanie na moście.
Piłsudski i Wojciechowski stają naprzeciw siebie, w odległości kilkunastu metrów od swoich świt. Nie podają sobie rąk.
– Stoję na straży honoru wojska polskiego – zaczyna rozmowę prezydent.
Słowa te wyprowadzają marszałka z równowagi. Łapie prezydenta za rękaw.
– No, no, tylko nie w ten sposób! – Piłsudski z nerwów chrypi zduszonym głosem.
Wojciechowski strząsa jego rękę ze swojej i oświadcza: "Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swoich pretensji na drodze legalnej, żądam kategorycznej odpowiedzi na odezwę rządu".
– Dla mnie droga legalna zamknięta. Panie prezydencie, niech mnie pan puści! Nic panu nie będzie! – prosi marszałek.
– To nie o mnie chodzi, tylko o Polskę – odpowiada Wojciechowski.
Piłsudski wymija prezydenta i podchodzi do szpaleru podchorążych.
Prezydent zbliża się do dowodzącego podchorążymi mjr. Porwita: "Niech pan wykonuje otrzymane rozkazy". Potem woła do podchorążych: "Żołnierze, spełnijcie swój obowiązek!", wsiada do samochodu i odjeżdża.