Brońmy klasy średniej
Efektywność ekonomiczna małych i średnich firm produkcyjnych i handlowych jest mniejsza niż koncernów, ale ludzie będą bardziej zadowoleni ze zrównoważonego rozwoju. Przecież nie urodziliśmy się po to, by harować od świtu do nocy, by o kolejne miliardy dolarów rosły majątki właścicieli ponadnarodowych koncernów.
Nawet gdyby państwo nie interweniowało na rynku finansowym USA, a Alan Greenspan nie popełniłby błędu ze zbyt dużą obniżką stóp procentowych, Ameryka weszłaby w kryzys.
Alan próbował ratować wzrost gospodarczy przez zwiększoną konsumpcję na kredyt. Pewnie zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś to wpędzi USA w kłopoty, ale wiedział, że to nie będzie za jego kadencji. Jeszcze przez kilka lat mógł uchodzić za wybitnego fachowca.
Gdyby Alan nie dbał tak o swoją reputację i nie wspierał swoich politycznych kolegów, USA weszłyby w recesję kilka lat wcześniej i kryzys byłby łagodniejszy, ale zjazd byłby taki sam głęboki, tylko trwałby dłużej.
Błąd Alana sprawił, że kryzys objawił się gwałtownie. Zawinili tu też nieodpowiedzialni menedżerowie banków, którzy źle oszacowali ryzyko wielu transakcji.
Przyczyną kłopotów USA jest koncentracja kapitału i rozrost wielkich koncernów, co jest naturalne i nieuchronne w liberalnej gospodarce rynkowej, w której silniejsi zawsze wygrywają. To wynika z logiki systemu, który propagowałem.
Wielkie koncerny handlowe i produkcyjne wykończyły małe i średnie amerykańskie firmy handlowe i produkcyjne. Równocześnie przeniosły miejsca pracy w przemyśle i częściowo usługach za granicę.
Koncerny nie myślą lokalnie, tylko globalnie. Problemy amerykańskiej prowincji i wielkich miast ich nie obchodzą.
Z samych usług wielki kraj nie wyżyje. Choć takie wizje snuł Janusz Korwin-Mikke i Robert Gwiazdowski.
Gdybym był szefem światowego rządu, zachowałbym liberalne rozwiązania gospodarcze, bo liberalizm dobrze służy naszej planecie. Dzięki niemu takie kraje jak Chiny, Indie czy Brazylia wyrywają się z biedy, bo tam inwestują wielkie amerykańskie koncerny, gdyż jest tam tania siła robocza. Również Polska na tym skorzystała.
Bogactwo świata rośnie. Problem w tym, że spada bogactwo amerykańskich klas średniej i niższej. Ich realne dochody spadają. Choć JKM przekonuje, że żyje im się lepiej, bo mogą kupować tańsze towary z Chin.
W liberalnym świecie tak powinno być. Amerykanie nie radzą sobie na światowym rynku, więc biednieją. A biednieją, bo z logiki zasad, które wyznają (wolny rynek, swobodna wymiana handlowa), wynika, że muszą przegrywać konkurencję z krajami niskokosztowymi.
Aby znowu być konkurencyjni, Amerykanie musza zgodzić się na dalsze znaczne obniżenie poziomu życia, bo żyją ponad stan.
Amerykanie nie zgadzają się jednak na to. Politycy i FED próbują im pomóc, łamiąc zasady liberalizmu. Nacjonalizując wielkie banki i towarzystwa ubezpieczeniowe zupełnie przesadzili. Oderwali się od rachunku ekonomicznego, przerzucając straty na przyszłe pokolenia. To tylko odwlecze kryzys, ale gdy wybuchnie, będzie jeszcze gwałtowniejszy.
Koncerny produkcyjne i handlowe zniszczyły amerykańską klasę średnią – niezależnych przedsiębiorców firm handlowych i produkcyjnych. Na ogół byli to zwolennicy liberalizmu. Musieli być zaskoczeni, gdy zorientowali się, że liberalizm doprowadził ich firmy do upadku.
Ludzie odwracają się więc i dalej będą odwracali się od liberalizmu. W krajach Zachodu dlatego, że w ewidentny sposób jest dla nich szkodliwy, zubaża ich, zabiera im wolność i poczucie godności. Szczególnie szybko odwracać się będą od liberalizmu właściciele małych i średnich firm handlowych i produkcyjnych, którzy nie mogą dotrzymać w boju takim potęgom jak Wal-Mart, Ikea, Nestle, Unilever.
Liberalizm czyni z przedsiębiorców w prosty sposób najemników, a następnie niewolników.
Te resztki wolnych ludzi, niezależnych właścicieli małych i średnich firm handlowych i produkcyjnych w USA, nie są nawet w stanie zaprotestować. Zresztą eksperci wmawiają im, że tak powinno być, że zgodnie z zasadami wolnego rynku ich firmy powinny upaść, a oni zostać najemnikami.
Liberalizm w krótkim czasie doprowadzi do powstania małej liczby wielkich koncernów produkcyjnych i handlowych, działających w globalnej skali, oligarchizacji globalnej gospodarki, wyeliminowania z rynku małych i średnich firm handlowych i produkcyjnych.
Klasa średnia, która jest kluczowa dla demokracji, zanika.
Zostaną oligarchowie, jak rodzina Waltonów (właściciele Wal-Mart), której majątek wyceniany jest na 93 mld dolarów, i masy pracujące za głodowe pensje na całym świecie.
W logice liberalizmu proces ten jest nieuchronny. Wystarczyło 20 lat swobodnego handlu w świecie od upadku komunizmu, by liberalizm pogrążył w strukturalnym kryzysie najbogatsze państwo świata.
Bo wielki kapitał nie ma ojczyzny. Inwestuje tam, gdzie jest najwyższa stopa zwrotu.
Tylko mały kapitał (małe i średnie firmy) inwestuje lokalnie. Od kiedy to zrozumiałem, uważam, że dla dobra lokalnych społeczności i kraju, lepiej bronić interesów lokalnego biznesu, a jest to niemożliwe przy zachowaniu zupełnie wolnego rynku i liberalizmu.
Małe firmy w starciu z koncernami nie mają szans. Dlatego trzeba administracyjnie hamować ekspansję koncernów, bronić lokalnych rynków, szczególnie lokalnych rynków pracy.
Efektywność ekonomiczna takich rozwiązań będzie mniejsza, ale ludzie będą bardziej zadowoleni ze zrównoważonego rozwoju.
Przecież nie urodziliśmy się po to, by harować od świtu do nocy, by o kolejne miliardy dolarów rosły majątki właścicieli ponadnarodowych koncernów handlowych i produkcyjnych.
Jerzy Krajewski