Polska mapa drogowa do euro oraz.. recesji?
Podstawą antykryzysowej strategii rządu stało się szybkie dążenie do przyjęcia euro. Temu ma służyć zatwierdzona 28.10.2008 r. mapa drogowa wprowadzenia euro w Polsce. Niestety, kryzys finansowy oraz zbliżająca się recesja nie są najlepszym momentem na rozpoczynanie drogi do euro. Skutki przyjętej drogi mogą być dla polskiej gospodarki opłakane.
We wrześniu Premier Donald Tusk niespodziewanie zapowiedział, że jego intencją jest, aby Polska znalazła się w strefie euro w 2011 r. Od tej zapowiedzi wszystko się bardzo szybko potoczyło, gdyż podstawą antykryzysowej strategii rządu stało się szybkie dążenie do euro. Dlatego we wtorek Rada Ministrów przyjęła mapę drogową wprowadzenia euro w Polsce. Zgodnie z tą decyzją Polska ma spełniać do 2011 r. nominalne kryteria konwergencji, co po wydaniu pozytywnej opinii przez Komisję Europejską, umożliwi przyjęcie wspólnej waluty euro w dniu 1. stycznia 2012 r. Wtorkową decyzję wielu komentatorów ocenia pozytywnie, gdyż ich zdaniem szybkie wejście do strefy euro będzie chronić w przyszłości Polskę przed międzynarodowymi kryzysami finansowymi. Aspekt ten był szczególnie często ostatnio podkreślany, gdy złotówka osłabiała się w stosunku do innych walut. Można nawet uznać, że to osłabienie spowodowało dodatkowe przyspieszenie prac nad rządowym planem przyjęcia euro przez Polskę. Niestety w założeniach do tego planu zabrakło oceny kosztów, a więc TANSTAAFL.
TANSTAAFL jest akronimem angielskiego przysłowia There Ain't No Such Thing As A Free Lunch, co oznacza dosłownie, że „nie istnieje coś takiego, jak darmowe obiady”. Było to ulubione przysłowie Miltona Friedmana, laureata ekonomicznej nagrody Nobla. Zdanie to najlepiej przedstawia również, w uproszczeniu, działalność systemu gospodarczego opartego na zasadach wolnorynkowych i oznacza, że żadna osoba ani społeczność nie dostanie nic bezpłatnie. Nawet jeżeli wydaje się, że coś jest bezpłatne, zawsze związane są z tym koszty, które mogą być ukryte lub rozłożone na różne grupy w społeczeństwie. Dlatego też wprowadzenie euro nie będzie przynosiło tylko korzyści i nie będzie bezpłatne dla społeczeństwa, ale będzie się również wiązało z pewnymi kosztami. Z tego powodu warto się zastanowić nad kosztami wprowadzenia w tym momencie euro, o których obecnie mało się wspomina i zabrakło ich w mapie drogowej do euro.
Wprowadzenie euro oznaczać będzie obowiązek spełnienia przez Polskę kryteriów konwergencji, co ogólnie można ocenić pozytywnie. Kryteria te obejmują obowiązek osiągnięcia i utrzymania wyznaczonych w traktacie z Maastricht poziomów długu publicznego, inflacji, długoterminowej stopy procentowej oraz kursu walutowego. Obecnie Polska wypełnia trzy z czterech kryteriów konwergencji, które mają gwarantować stabilność waluty euro. Polska natomiast nie spełnia warunków związanych ze stabilnością kursu walutowego, co wynika z faktu, że nie uczestniczy jeszcze w Europejskim Mechanizmie Kursowym II (ERM II). Jednakże zgodnie z planem już na początku przyszłego roku ustalony zostanie poziom kursu złotego do euro oraz szerokość pasm dopuszczalnych jego odchyleń. Działania te mają przyczynić się do zmniejszania zmienności kursu złotego względem euro, co pozwoli spełnić to kryterium konwergencji. Zatem na początku 2009 r. złoty zostanie włączony do mechanizmu kursowego ERM II, co będzie oznaczało usztywnienie kursu walutowego w Polsce. Odtąd przez dwa lata złoty musi pozostać możliwie blisko ustalonego kursu parytetowego złotego do euro, co ma gwarantować między innymi NBP. Planowana rezygnacja z płynnego kursu może mieć negatywny wpływ na wzrost gospodarczy, gdyż dotychczas pozwalało to na szybkie jej dopasowywanie się do zewnętrznych szoków.
Nie ulga wątpliwości, że obecny kryzys finansowy miał swe początki w Stanach Zjednoczonych, ale jak w przeszłości dziś odczuwają jego skutki wszystkie państwa, w tym także członkowie Unii Walutowej. Nie jest to nowe zjawisko, gdyż silne powiązanie cyklów gospodarczy w skali globalnej można zaobserwować od 1970 r. W szczególności dla gospodarki światowej istotne znaczenie miała zawsze gospodarka Stanów Zjednoczonych. Wpływ gospodarki amerykańskiej na inne państwa był szczególnie widoczny w okresie osłabienia tempa wzrostu gospodarczego bądź recesji w Stanach Zjednoczonych, co ponownie możemy dziś zaobserwować na rynkach, w tym w Polsce.
Z tego powodu w ostatnich latach ekonomiści prowadzili badania, w jaki sposób przyszłe spowolnienia gospodarcze w Stanach Zjednoczonych wpłynie na gospodarki innych państw. W badaniach tych starano się znaleźć narzędzia i metody, które pozwoliłoby się poszczególnych gospodarkom oderwać (decoupling) od globalnego cyklu gospodarczego, który zdominowany jest przez gospodarkę Stanów Zjednoczonych. Wśród możliwości, które zostały wyróżnione i pozwalają na częściowe oderwania się od globalnego cyklu wskazuje się dziś przede wszystkim stabilną sytuację finansów publicznych oraz płynny kurs walutowy.
O wpływie kursu walutowego na efekt odłączenia się od globalnego cyklu gospodarczego świadczą doświadczenia ze spowolnienia gospodarcze w Stanach Zjednoczonych w 1982 r. Wtedy to amerykański Bank Rezerwy Federalnej zdecydował się na podniesienie stóp procentowych w celu zwalczania inflacji. Następstwem tego była aprecjacja dolara amerykańskiego, co spowodowało wzrost poziomu konkurencyjności amerykańskich partnerów handlowych. Zniwelowało to im efekt spowolnienia gospodarczego w Stanach Zjednoczonych, jak i globalny wzrost stóp procentowych na rynku międzybankowym.
W przeszłości państwa uprzemysłowione lub blisko powiązane z gospodarką amerykańską w największym stopniu odczuwały wpływ recesji w Stanach Zjednoczonych. Jednak te państwa, w których można było zaobserwować istotny spadek wartości ich waluty w stosunku do dolara amerykańskiego, odczuwały tylko w małym stopniu efekt spowolnienia gospodarczego w Stanach Zjednoczonych.
Niestety odwrotną sytuację można było zaobserwować w niektórych państwach Ameryki Łacińskiej, w tym na przykład Argentynie, Meksyku czy Brazylii. Sytuację tę można jednakże częściowo wytłumaczyć kryzysami finansowymi, które wystąpiły w tym czasie w tych państwach, będącymi następstwem recesji w Stanach Zjednoczonych. Kryzysy te były w dużej mierze spowodowane wysokim zadłużeniem denominowanym w obcych walutach, a w szczególności w dolarze amerykańskim. Wysokie zadłużenie dominowane w obcych walutach miało negatywny wpływ na gospodarki tych państw w momencie umocnienia się dolara amerykańskiego oraz wzrostu stóp procentowanych na rynkach finansowych. Efekt ten został dodatkowo wzmocniony przez odpływ kapitału portfelowego z państw Ameryki Łacińskiej. Czynniki te ostatecznie doprowadziły w wielu państwach rozwijających się do kryzysu finansowego, co po części można ponownie zaobserwować. W okresie tym zaobserwowano też większy spadek produkcji w tych państwach, które charakteryzowały się wyższym poziomem długu publicznego do PKB, co ilustrują dziś najlepiej Węgry.
Recesja w Stanach Zjednoczonych w 1982 r. i związane z nią kryzysy gospodarcze unaoczniły wpływ kursu walutowego na ograniczenie negatywnych efektów globalnego spowolnienia gospodarczego czy też innych zewnętrznych szoków. W tych państwach, w których występował płynny kurs walutowy, gospodarka w mniejszym stopniu odczuła negatywne skutki globalnego spowolnienia gospodarczego wywołane recesją w Ameryce. Natomiast w krajach ze sztywnym kursem walutowym, które nie mogły się dopasować do zaistniałych zmian w ich otoczeniu makroekonomicznych, odnotowały większy spadek produkcji i często długotrwałą recesją.
Nie ulega wątpliwości, iż istotnym efektem globalizacji jest wzrost zmienności kursów walutowych, co można było zaobserwować wyraźnie w ostatnich tygodniach. Stanowi to wyzwanie związane z wpływem globalizacji na politykę monetarną, jakiemu musi dziś stawiać czoło każdy bank centralny, który odpowiedzialny jest za prowadzenie polityki kursu walutowego. Ona ma zaś szczególnie duży wpływ na efekt decouplingu, który pozwala na oderwanie się od cyklu koniunkturalnego danego państwa, w tym przypadku Polski, od cyklu rozwoju gospodarki światowej, której trend jest od lat determinowany przez sytuację ekonomiczną Stanów Zjednoczonych.
Zmienności kursu walutowego nie należy oceniać negatywnie, gdyż pozwala ona dopasować się gospodarkom do szybko zmieniających się warunków gospodarczych, w szczególności w przypadku problemów z rosnącym deficytem handlowym. Z badań MFW (2007) wynika, że płynny kurs walutowy może odgrywać istotną role w ułatwieniu problemów związanych z długookresowym deficytem na rachunku bieżącym. Dlatego deprecjacja złotego, którą mogliśmy zaobserwować ostatnio, nie był czymś złym z punktu widzenia gospodarki. Pozwalała ona ograniczyć koszty spowodowane spadkiem tempa wzrostu gospodarczego danego państwa w długim terminie. Dlatego też dążenie do wprowadzenie teraz sztywnego kursu walutowego należy ocenić negatywnie, co wynika wyłącznie ze złego momentu wyboru wejścia do strefy euro przez rząd, a nie samego pomysłu.
W tym miejscu warto ponownie przytoczyć Miltona Friedmana, który twierdził, iż "wielu ludzi chce, by państwo broniło konsumentów. Znacznie poważniejszym i pilniejszym problemem jest jednak obrona konsumentów przed państwem". Niestety również tu mamy taki przypadek, gdyż proponowane obecnie reformy systemu emerytalnego czy też teraz wprowadzenie Polski do strefy euro, będą negatywnie wpływać na gospodarkę. Warto podkreślić, że Robert Mundell laureat nagrody Nobla, który opracował koncepcję optymalnego obszaru walutowego, co było podstawą ekonomiczną obecnej strefy walutowej euro, jest zdania, że Polska powinna przystąpić do strefy euro w dogodnym dla niej momencie. Kryzys finansowy oraz zbliżająca się recesja w większości państw uprzemysłowionych do takich momentów na pewno dziś nie należy. Zatem przedstawiony plan drogi do euro należy ocenić negatywnie, a jego kontynuowanie może doprowadzić do spowolnienia gospodarczego w Polsce. Może to spowodować odrzucenie euro w referendum i zniechęcić społeczeństwo na długie lata do wspólnej waluty, czego najlepszym przykładem jest dziś Wielka Brytania.
Oskar Kowalewski
Autor jest adiunktem w Instytucie Gospodarki Światowej SGH oraz współzałożycielem SEENDICATE
źródło: www.bankier.pl