Fałszerstwa oficjalnej wersji Grudnia 1970 r.
"Generał Wojciech Jaruzelski w grudniu 1970 r. cały czas dowodził i decydował o wszystkich zachowaniach struktur wojskowych, ściśle współpracował osobiście z kierownictwem MSW i uczestniczył także na nieoficjalnych spotkaniach u M. Moczara w KC. Można by rzec, iż w wielu przypadkach, w tym okresie, nawet „ręcznie sterował” niektórymi epizodami", napisał dr Henryk Mieczysław Kula.
FAŁSZERSTWA I KONFABULACJE NA JAKICH ZBUDOWANY ZOSTAŁ OFICJALNY SCENARIUSZ GENEZY
I WYDARZEŃ GRUDNIA 1970 r.
Jako długoletni badacz problemu zamierzam podzielić się z czytelnikami niektórymi refleksjami odbiegającymi znacznie od utrwalonych wyobrażeń.
Upowszechniona przez „ekipę zwycięzców” geneza zaistnienia wydarzeń i ich przebieg, oparte zastały na ideologicznej wykładni: „ masowego niezadowolenia klasy robotniczej i podwyżki cen spełniającej rolę detonatora istniejących nastrojów niezadowolenia”.
Zastosowany zabieg socjotechniczny polegający na kreowaniu klasy robotniczej /stoczniowców/ do roli decydującego czynnika sprawczego w grudniu 1970 roku, z powodzeniem został wykorzystany do legitymizacji „zwycięskiej”, pogrudniowej ekipy władzy.
Zaś skutecznie wmontowany w oficjalny scenariusz grudnia, do dziś zastępuje racjonalne dociekania nad rzeczywistą genezą tych wydarzeń, oceną rzeczywistych sił sprawczych, a także przebiegiem newralgicznych epizodów w Gdańsku, Gdyni, Elblągu i Szczecinie.
Na uwagę zasługuje wszechobecny dotychczas brak dążenia ludzi zajmujących się problematyką grudniową do weryfikacji oficjalnie ustalonej – przez Biuro Polityczne KC PZPR – wersji genezy grudnia i poszczególnych jego epizodów.
Konstrukcja oficjalnego scenariusza grudnia i odpowiedzialność wskazanych „winowajców” oparta została na chwytliwej socjotechnice prostego następstwa / kazał strzelać, więc były strzały, a ich następstwem zabici i ranni./
Zmitologizowany grudzień, od zarania stał się ideologią mającą służyć legitymizacji ekipy pogrudniowej. Z kolei, każda nowa ekipa władzy, znacząca siła polityczna, podejmuje starania kultywowania legendy grudnia w jej martyrologicznym wymiarze.
Aby uniknąć posądzenia o zbytnie teoretyzowanie problemu zamierzam, na podstawie wybranych zagadnień, przybliżyć rzeczywiste oblicze niektórych powszechnie powtarzanych „prawd”, półprawd i mitów, w oparciu o dokumenty, które nigdy nie miały stać się materiałem źródłowym badających problemy grudniowe historyków.
Jak wynika z aktualnie dostępnej wiedzy, upowszechnione w społeczeństwie niżej podane rzekome „fakty”, na których zwycięska ekipa władzy zbudowała konstrukcję oficjalnego scenariusza „Grudnia70”, w świetle najnowszych ustaleń okazują się ewidentnie nieprawdziwe.
* Podwyżkę zainicjował i przygotował Jaszczuk i Gomułka.
W propagandowej wersji pomijano rolę rady ministrów, a szczególnie zaangażowanie wicepremiera Jagielskiego w opracowywaniu koncepcji podwyżki i sposobu jej przeprowadzenia.
* Kliszko i Loga Sowiński wyjechali do Gdańska 14.12. 1970 r. na polecenie Gomułki.
Mimo, że wkrótce stało się wiadomym, iż Gomułka dowiedział się o ich wyjeździe dopiero rano we wtorek tj. 15.12.1970 r. Autorzy oficjalnej wersji scenariusza przez dłuższy czas podtrzymywali tu i ówdzie nieprawdziwą wersję.
* Gen. G. Korczyńskiego bez uzgodnienia z przełożonym ministrem obrony narodowej gen. Jaruzelskim, wysłał do Gdańska W. Gomułka.
Wiadomo z publicznego oświadczenia gen. Korczyńskiego, iż wyjechał on na polecenie M. Moczara i telefoniczne potwierdzenie tego polecenia przez jego przełożonego, ministra obrony narodowej gen. Jaruzelskiego, z zadaniem towarzyszenia członkom BP, Kliszce i Lodze Sowińskiemu w ich pobycie w Gdańsku.
* Wojskiem w Gdańsku i Trójmieście dowodził gen. G. Korczyński.
Było to celowe wprowadzanie w błąd służące zaciemnianiu roli gen. Antosa, a w szczególności gen.Chochy, o których rzeczywistej działalności do początku lat osiemdziesiątych nie było wzmianek w opracowaniach, nawet pomijali ich udział w swoich zeznaniach oficerowie jednostek POW, kierując uwagę na gen. Korczyńskiego, adm. Janczyszyna i gen. Rzepkowskiego.
*. Gen. B. Chocha skierowany do Gdańska z inicjatywy i na polecenie Gomułki w celu „pomocy planistycznej” dla sztabu gen. Korczyńskiego.
W rzeczywistości B. Chocha przybył do Gdańska z inspiracji J. Cyrankiewicza, który przekonał Gomułkę, iż powinien udać się do Gdańska do „pomocy” gen. Korczyńskiemu. Natomiast przybywał on Gdańsku w z góry zaprogramowanej roli kierującego Grupą Operacyjną Sztabu Generalnego i przejął dowodzenie wojskami skierowanymi do „Akcji Jesień 70” w Trójmieście. Organem wykonawczym grupy operacyjnej sztabu generalnego był gen. Antos, stojący na czele Grupy Operacyjnej POW, Szef Sztabu POW, bezpośredni przełożony dowódców jednostek biorących udział w akcji.
Przy okazji godzi się wyjaśnić, iż gen. Korczyński, mimo, że był wiceministrem obrony narodowej nie dysponował uprawnieniem wydawania rozkazów dowódcom jednostek POW, a tym samym szefowi sztabu POW, czy jego dowódcy, jak również dowódcy Marynarki Wojennej.
* W Gdańsku funkcjonował „sztab lokalny” dowodzony przez gen. Korczyńskiego, w którym decyzje podejmował Kliszko, Loga-Sowiński i Kociołek.
Pojęcie „sztab lokalny” interpretowano bardzo dowolnie, głównie w odniesieniu do decyzji W. Gomułki z 15.12.1970 r. odnośnie powołania w Gdańsku „ośrodka polityczno-operacyjnego” w publikowanym składzie. Natomiast Gomułka w składzie „ośrodka” nie określił gen. Korczyńskiego, jako kierownika czy dowodzącego, a jedynie jako przedstawiciela „ z ramienia wojska”, podobnie jak gen. Słabczyka przedstawicielem MSW. Jak wynika z oświadczeń wytypowanych do „ośrodka” osób, zespół ten nigdy nie zebrał się, a niektórzy nawet do końca wydarzeń nie wiedzieli o tym, że zostali do niego wytypowani? W celu rozmazywania odpowiedzialności za niektóre tragiczne decyzje, aby nie ujawniać rzeczywistych struktur decyzyjnych, operowano nazwą „sztab lokalny”, niejednokrotnie przypisując mu rolę autonomiczną w stosunku do decyzji centrali.
* Gen. W. Jaruzelski, minister obrony narodowej był odsunięty od dowodzenia i funkcjonował na zasadzie „aresztu domowego”.
W rzeczywistości cały czas dowodził i decydował o wszystkich zachowaniach struktur wojskowych, ściśle współpracował osobiście z kierownictwem MSW i uczestniczył także na nieoficjalnych spotkaniach u M. Moczara w KC. Można by rzec, iż w wielu przypadkach, w tym okresie, nawet „ręcznie sterował” niektórymi epizodami. Kłamstwo to jest autorstwa Gierka, który pierwszy raz wygłosił go na spotkaniu ze stoczniowcami w Szczecinie w styczniu 1971 r.
* Mieczysław Moczar, jako sekretarz KC nadzorował MSW i wojsko, analogicznie taką funkcję przypisywano kierownikowi Wydziału Administracyjnego KC S. Kani.
Jest to element swoistego kamuflażu, zarówno zażyłych stosunków Moczara z gen. Jaruzelskim, jak i usprawiedliwienia niektórych nieformalnych decyzji Moczara, realizowanych bezkrytycznie przez ministerstwo obrony narodowej. W rzeczywistości, resort obrony narodowej nie podlegał nadzorowi politycznemu ani Moczara, ani też S. Kani.
* W. Gomułka „wydał rozkaz” strzelania do manifestujących robotników.
W dniu 15.12.1970 r. o godz. 9.00 na zorganizowanym posiedzeniu z udziałem dostojników państwa i członków BP, Gomułka zezwolił na użycie broni przez milicję i wojsko.
W warunkach przedstawionej tragicznej sytuacji w Gdańsku, gdzie ze strony tłumu padają strzały i jest zabitych dwóch funkcjonariuszy MO. Na prośbę przedstawicieli MSW o wydanie „decyzji politycznej”, zezwalającej na użycie broni przez organa milicyjne – W.Gomułka zajął stanowisko, iż w obliczu napaści i zagrożenia, gdy niema innego wyjścia, należy użyć broni palnej, jako ostatecznego środka, co powinny regulować przepisy MSW.
Na niniejszym posiedzeniu nie było mowy o użyciu broni przez wojsko, bowiem zaledwie powiadomiono obecnych o zamiarze skierowania wojska w rejon Gdańska. W. Jaruzelski natomiast, decyzję W. Gomułki zinterpretował w sposób swoiście podstępny w odniesieniu do jednostek wojskowych, jakie już były oraz miały zostać zaangażowane w działaniach.Tą drogą, uczynił wiążącą wykładnię w stosunku do dyspozycji zawartej w swoim rozkazie z 8.12.1970 r., gdzie upoważniał siebie do wydania rozkazu o użyciu broni, bez jakichkolwiek podstaw prawnych, w praktyce tragicznego w skutkach.
* W. Gomułka polecił skierować 16 DP do Gdańska w celu zaprowadzenia porządku przy pomocy wojska.
Zanim J. Cyrankiewicz powiadomił rano W. Gomułkę o zamiarze skierowania do Gdańska16 DP, wcześniej decyzję tą uzgodnił z Jaruzelskim. W tym dniu rano już prawie wszystkie okręgi wojskowe były w stanie podwyższonej gotowości bojowej, a jednostki planowały marszruty przemieszczeń nakazanych w nocy z 14 na 15 grudnia, o czym W. Gomułka jeszcze przez następnych kilka dni nie wiedział. Wobec argumentów Cyrankiewicza W. Gomułka zaakceptował decyzję, którą z kolei określono, jako „zgodę na użycie wojska”, a w krańcowych oskarżeniach nawet jako „polecenie skierowania wojska”. Ten pretekst posłużył do usprawiedliwienia grudniowych decyzji MON, które określone zostały, jako mniemające precedensu w najnowszej historii Polski.
* Wiceministra spraw wewnętrznych gen. Franciszka Szlachcica skierowano 15.12.1970 r. do Gdańska w celu „zorganizowania zapasowego stanowiska”.
To rzekomo Moczar po uzgodnieniu z W. Gomułką miał polecić mu udać się do Gdańska. F. Szlachcic przybył do Gdańska wraz z grupą ok. 60 funkcjonariuszy, których zadania i działalność jest do dziś „okryta tajemnicą”, jedynie wiadomo, że tym zespołem ludzi w Gdańsku i Gdyni kierował mjr Adam Krzysztoporski. Szlachcic zaś, był aktywny wszędzie, gdzie się coś działo w Trójmieście. Prawdopodobnie nadzorował SB, bowiem jego cieniem na miejscu był pierwszy zastępca do spraw SB płk W. Pożoga. Natomiast uzgodnienie z Gomułką jego przyjazdu, to już blef szyty bardzo grubą nicią.
* Z lubością głoszono, że w zajściach w Gdańsku dnia 14 i 15 grudnia prym wiedli kryminaliści i różnego rodzaju menty społeczne, oni to głównie mieli być podpalaczami i rabusiami sklepów.
Jak wynika z dokumentów, posądzani o te czyny tzw. "półwolnościowcy”, którzy pracowali w stoczniach, z chwilą pojawienia się zajść zostali odstawieni do swoich miejsc zamieszkania i do końca w nich przebywali. Natomiast czynów wandalizmu dokonywali po części prowokatorzy, a także i głównie, z „gorącymi głowami” młodzi stoczniowcy i inni. Jak ostatnio udało się ustalić, termin „kryminaliści” ma swoje pochodzenie z praktyki służb dochodzeniowych, które każdego zatrzymywanego sprawdzały pod kami, = w=B3=B1cz obs=B3ug=EA J6oacute;d zatrzymanych, dość liczny procent stanowili także ludzie uprzednio karani.
* Decyzję o blokadzie stoczni gdańskiej, a także blokadzie Stoczni im Komuny Paryskiej w Gdyni wydał sztabowi Kliszko.
Dzisiaj wiadomo, że w dniu 15.12.1970 r. przybył do Gdańska gen. Chocha z gotowym planem rozmieszczenia jednostek wojskowych w Gdańsku, a na miejscu procedura polegała na jego skonkretyzowaniu w oparciu o uwagi miejscowych czynników. Zresztą wojsko w nocy z 15 na 16 grudnia dokonało blokady wszystkich stoczni w Gdańsku, w różnym zakresie.
Natomiast, gdy chodzi o Stocznię Komuny Paryskiej w Gdyni, to pierwsza decyzja sztabu dowodzonego przez gen. Chochę, o jej blokadzie przez jednostki 8 DZ, wydana została już dnia 16.12. 1970 r. o godz.3.30 nad ranem. Natomiast przypisywane Kliszce poplecenie o blokadzie stoczni w Gdyni odnosi się do godziny 13.30 ?
* W Gdyni dnia 17 grudnia wojsko broniło dostępu do Stoczni im Komuny Paryskiej.
W rzeczywistości, w miejscu, gdzie doszło do tragedii w pobliżu przystanku kolejki elektrycznej, zorganizowano zatwierdzony przez sztab wojskowy węzeł oporu złożony z pododdziałów 32 pz, obejmujący bardzo ruchliwy węzeł komunikacyjny, prowadzący do portu, do stoczni i do licznych zakładów pracy po Oksywie włącznie. Przybywający tu kolejką przesiadali się na autobusy miejskie na Oksywie. Zorganizowany węzeł oporu znajdował się w odległości przeszło 400 m drogą prowadzącą do bramy wejściowej Stoczni. Natomiast Stocznię wewnątrz i wzdłuż ogrodzenia, ochraniały siły wojskowe, odpowiadające ilościowo ludźmi i sprzętem, wyznaczonym do wykonywania wspomnianego węzła oporu.
* Na przystanek przy kolejce w Gdyni przed godziną szóstą, 17 grudnia przybyli na wezwanie S. Kociołka stoczniowcy, których nie chciało przepuścić wojsko i w konsekwencji powitano ich ogniem z broni maszynowej, padli zabici i ranni.
Do obecnej chwili nikt nie zadał sobie trudu, aby przynajmniej prowizorycznie ustalić, ilu rzeczywiście, po dokonanych nocnych powiadomieniach, przybyło na pierwszą zmianę stoczniowców, jaką część stanowili pracownicy portu, a jaką udający się do zakładów w kierunku Oksywia? Jak można sądzić, takie ustalenia nie wchodziły w rachubę konceptualistów, bowiem mogłyby podważyć przyjęty aksjomat, „iż stoczniowcy zdążali do pracy na wezwanie telewizyjno-radiowe S. Kociołka.”
* Tłumy w Gdańsku 14 i 15 grudnia atakowały milicję i wojsko bardzo agresywnie, pałając żądzą zemsty za gazy i strzały.
Obserwowana agresywność ze strony jednostek występujących po stronie tłumów, w stosunku do ugrupowań milicyjnych, jest po części wytłumaczalna, bowiem wielu z atakujących doznało razów przy użyciu pałek i szukano możliwości rewanżu. Tym bardziej, że przełożeni zachęcali funkcjonariuszy do tęgiego lania pałami. Ale zachowanie, głównie młodych ludzi z tłumu, w stosunku do żołnierzy w Gdańsku dnia 15 grudnia, pod KW i przy dworcu PKP, jest trudne do wyjaśnienia, bowiem agresja mająca tu miejsce, kłóciła się z mentalnością ludzi, którzy nie dawno pełnili służbę wojskową lub mających ją pełnić? W Gdyni, mimo bardziej krwawej rozprawy, złość wyładowywano głównie na milicji, do żołnierzy był dość wyrozumiały, a nawet życzliwy stosunek.
* Mit zdesperowanych stoczniowców. Stoczniowcy zostali oficjalnie uznani za inicjatorów i awangardę wydarzeń.
Mit ten stał się przedmiotem ich hołubienia politycznego i po części materialnego, traktowani jako awangarda walki z władzą, która nie liczyła się z interesami najsłabszych.
W rzeczywistości, w pierwszym dniu wyszło na ulice ze stoczni gdańskiej zaledwie ok. 5% obecnych w zakładzie. Pozostałe stocznie w tym dniu nie poparły ich zachowań.
Brak było wśród pracowników przywódców. W stoczni przez pierwsze dni nie pojawiła się inicjatywa samoorganizacji, kierownictwo stoczni zmuszone było organizować załogę, aby mogło sprawniej manipulować kierowanymi doń wnioskami, a następnie komitetem strajkowym, powstałym dopiero po bezpośredniej tragedii, w trzecim dniu zainicjowanych wydarzeń.
Mity
W rezultacie usilnych działań propagandowych z upływem czasu ukształtowały się między innymi następujące mity:
* Mit dowodzącego wojskiem w Gdańsku i Gdyni gen. Grzegorza Korczyńskiego, człowieka Gomułki, kierującego „sztabem lokalnym”.
* Mit apodyktycznego, wszechobecnego członka Biura Politycznego, Zenona Kliszki, którego polecenia i rozkazy były powodem głównych nieszczęść w Trójmieście.
* Mit apodyktycznego W. Gomułki, który nakazał użycie broni palnej przeciwko manifestującym stoczniowcom oraz skierował wojsko i czołgi przeciwko zbuntowanym robotnikom.
* Mit Kociołka, człowieka Gomułki, który wezwaniem swoim pójścia do pracy stoczniowców w Gdyni przyczynił się do tragedii, jaka miała miejsce pod stocznią 17 grudnia w „krwawy czwartek”.
Obrazoburczą odpowiedzią na temat tych i innych problemów autor podzielił się z czytelnikami w książce przygotowanej na 35 lecie wydarzeń grudniowych – „GRUDZIEŃ 1970 – OFICJALNY I RZECZYWISTY”.
dr Henryk Mieczysław Kula
Nasz komentarz:
Powyższe opracowanie dr Henryk Mieczysław Kula przesłał do naszej redakcji mailem 27 grudnia 2008 r. "Materiał ten rozdaję uczestnikom spotkań", wyjaśnił w mailu.
Jego mail to odpowiedź na mój telefon z 17 grudnia 2008 r., po przeczytaniu jego książki z 2000 r. pt. "Dwa oblicza grudnia", wydanej przez Wydawnictwo DJ SC w Gdańsku.
Na hipotezę, że grudzień 1970 r. był prowokacją służb specjalnych przeciw Gomułce wpadłem samodzielnie wiosną 1998 r. Opublikowałem na ten temat artykuł w tygodniku "Najwyższy Czas" w maju 1998 r.
Później nie poświęcałem temu wiele czasu, choć zbierałem wycinki prasowe na ten temat, kupowałem książki.
Do działania sprowokował mnie Radek Sikorski, nazywając 6 grudnia 2008 r. ludzi takich jak ja, szukających prawdy, karłami moralnymi.
Po kilku dniach gotowa była strona www.historiaprl.info.
Z rozmowy z Henrykiem Kulą dowiedziałem się, że w 2006 r. wyszła jego kolejna książka pt. "Grudzień 1970 – “oficjalny” i faktyczny” . Zamówiłem ją przez internet w Wydawnictwa L & L Sp. z o.o. pod adresem www.ll.com.pl. Po dwóch dniach kurier przywiózł ją do domu.
Przeczytałem ją w Święta Bożego Narodzenia 2008 r.
Porażająca lektura.
Polecam.
A temat jest pasjonujący.
Wielu ludzi w Polsce zrobiło wiele, by ukryć prawdę o Grudniu 1970 r.
Wygląda na to, że długo będzie ona ukrywana, bo nie ma siły politycznej, której zależałoby na jej ujawnieniu.
Może jednak się mylę.
Czuję się jak w marcu 1988 r., gdy publicznie powiedziałem, że rezultatem reform w Polsce powinien być kapitalizm i demokracja parlamentarna.
Notka o tym moim wystąpieniu trafiła nawet na biurko Wojciecha Jaruzelskiego, wówczas I sekretarza PZPR.
Spośród ponad 70 osób uczestniczących w warsztacie opinioznawczym CBOS na temat rezultatów reform w Polsce nikt inny nie odważył się powiedzieć, że rezultatem reform w Polsce powinien być kapitalizm i demokracja parlamentarna. A kilkanaście miesięcy później koncepcja ta została wdrożona w życie.
Nikt nie wiedział bowiem, że Michaił Gorbaczow, sekretarz generalny KPZR, w 1987 r. zdecydował się na demontaż komunizmu z całym Układzie Warszawskim.
Ja też o tym nie wiedziałem. Byłem studentem V roku dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego i miałem intuicję, że idzie czas zmian. Odważyłem się powiedzieć to, co myślę.
Nie pomyliłem się.
Może nie pomylę się również tym razem.
Najwyższy czas skończyć z PRL i rozliczyć jej zbrodniarzy.
Jerzy Krajewski
Więcej na ten temat:
Rozmowa z Henrykiem Mieczysławem Kulą