Wacław Klaus ma oczy szeroko otwarte
"Było oczywiste, że w Iraku nie ma żadnej broni masowego rażenia. Wszyscy rozsądni ludzie wtedy to mówili i to samo mówią obecnie. Jest oczywistym, że pan Saakaszwili wtargnął do Osetii Południowej, a nie odwrotnie. Traktat Lizboński jest metodą, jaka ma zbliżać do dyktatury i oddalać od demokracji", powiedział Wacław Klaus, prezydent Republiki Czeskiej.
Panie Prezydencie, proszę podać konkretny przykład, co Pana zdaniem jest poza rozsądnymi granicami zakresu, o którym miałaby decydować Unia Europejska zamiast Republiki Czeskiej, i według Pana, jak to wynika z Traktatu Lizbońskiego.
Konkretnych przykładów jest nieskończenie wiele i już nalegam, aby Pan podał mi przykład odwrotny – co koniecznie musi być decydowane na poziomie Unii Europejskiej. Policzyłbym to na palcach jednej ręki. Jedną sprawą jest co gdzie odpowiednie, a drugą sprawą jest sposób podejmowania decyzji. To są dwie odmienne kwestie. Podam zupełnie głupi przykład: niedawna decyzja ministrów rolnictwa, że byłoby mądrze w całej UE dawać szkolnym dzieciom każdego dnia owoce. Myśmy takiej próby za komunizmu doświadczyli i wiemy, że jest absurdalna. Choćby technicznie – do szkoły, która ma osiemset uczniów dodać dla każdego jednakowy kawałek jabłka: jak to dystrybuować, rozdzielać, składować, to bardzo trudne zadanie. Jednakże decydowano o tym przed Traktatem Lizbońskim, a zatem wymagana była jednomyślność. Ostatecznie z mediów wiemy, że nasz minister Gandalovič jako jedyny protestował przeciw tej ewidentnej głupocie. A ponieważ jeszcze nie obowiązuje Traktat Lizboński, to gdyby zechciał wytrwać, mógł powiedzieć nie i ta sprawa nie zostałaby uchwalona jako jednolita reguła dla wszystkich krajów. Pan minister Gandalovič powiedział później jednak: czułem się już tak osamotniony, że choć wiedziałem, że mógłbym to swoim wetem zatrzymać , to powiedziałem sobie, że nie będę o to walczył, podniosłem rękę i powiedziałem tak. Banalny, mały przykład. Poglądowa próbka, którą zapewne każdy z nas może zrozumieć.
A po Traktacie Lizbońskim?
Po Traktacie Lizbońskim będzie właśnie tego typu decydowanie na wszystkich szczeblach – to znaczy głów państw lub szefów rządów, na szczeblu ministerialnym – czy rolnictwa, czy innej dziedziny, więc tam już decyzje podejmowane są kwalifikowaną większością głosów, wtedy pan minister Gandalovič byłby bez mrugnięcia okiem przegłosowany, a wraz z nim jednak pozostałe 45 procent krajów Unii Europejskiej. Czy ten przykład jest zrozumiały, czy też to jest niezrozumiały przykład?
Ci, którzy wspierają czy akceptują, albo respektują Traktat Lizboński powiedzieliby Panu: ten instrument jest po to, aby Unia Europejska mogła funkcjonować szybciej i bardziej efektywnie.
Najszybszym systemem podejmowania decyzji jest system dyktatury jednego człowieka, który nie zmarnuje czasu na gburowate, porywcze i choleryczne komentarze tych, którzy nie zgadzają się z jego decyzjami. To bardzo szybki, efektywny system. W przeciwieństwie do niego wynaleziono metodę dłuższą, powolną, skomplikowaną, która nazywa się demokracja.
A Traktat Lizboński zmierza przeciw temu?
Traktat Lizboński jest metodą, jaka ma zbliżać do tego pierwszego i oddalać od drugiego.
Jeśli można, tylko proszę darować mi odrobinę uszczypliwości, bo mówił Pan o tych jabłkach, przecież Pan nadal jest ekonomistą, zwolennikiem wolnego rynku, i wie, że dystrybucja jabłek nie jest wcale nierozstrzygalnym problemem. Przypadkowo spytałem o to Pańskiego syna. I w jego szkole otrzymują to jabłko każdego dnia do obiadu. Czyli nie ma problemu z dystrybucją.
Nie jestem teoretykiem dystrybucji owoców, myślę jednak, że dowieźć milionowi dzieci codziennie jabłko, aby było słusznej wielkości, nie jest łatwo. Gdyby to miał być Pribináček [popularny w Czechach jogurt jabłkowy – przyp. tłum.] to jest to znormalizowane. Ale kiedy ma być jakiś kawałek jabłka, rzecz już się komplikuje. Nie jest to jednak istota sprawy. Sedno tkwi w tym, że o tym, czy w tej lub innej szkole chcą dawać dzieciom jabłka mają postanowić oni sami. Nie powinno wcale o tym decydować państwo. Ani nie powinien o tym decydować wojewoda. Jest to sprawa, o której nie powinien decydować ani burmistrz ani starosta. O tym powinna ta szkoła decydować sama
Zmieńmy temat. Co niezbędnego powinien uczynić czeski rząd w tej sytuacji, jaką mamy obecnie, gdy staje w obliczu tego, że kryzys – nie finansowy, ale w wyniku recesji u naszych kontrahentów – przenika do Czech? Co powinien robić? Czy może w tej sytuacji coś robić i ma coś zrobić?
Na pewno nie ma w ręku żadnej czarodziejskiej różdżki, którą mógłby machnąć i kryzys rozwiązać. Nic takiego w żadnym wypadku nie ma. Z pewnością nie powinien zapuszczać się w superregulacyjne awantury. To jest moje wyraźne zalecenie. Brak jest popytu i gdyby w jakiś sposób wprowadził pewne dawno już planowane projekty infrastrukturalne, byłoby to pewnie trochę użyteczne. Zaleciłbym czeskiemu rządowi choćby taki krok: Ogłosiłby, że na obecną chwilę zawieszone są prawa zielonych do blokad na budowach autostrad. Skutkiem tego natychmiast rozpocząłby się boom budowlany a gospodarka rozruszałaby się. Przypadkowo spotkałem się w ostatnich dniach z szefami naszych wielkich firm budowlanych i oni mówią: znów wszystko na trzy lata się zahamowało, bo znów ci i tamci zieloni postawili swoje żądania, aby droga prowadziła tędy czy gdzieś indziej. Czyli nie będzie się budować. Więc gdyby choć ten rząd chciał coś zdziałać, musiałby z pomocą parlamentu powiedzieć: jesteśmy w nadzwyczajnej sytuacji, powstrzymajmy te protesty i trochę dajmy szansę jakimś firmom i ludziom popracować.
Myślę, że w roku 40 rocznicy okupacji naszego kraju mnóstwo ludzi musiało przestraszyć to, co działo się w Gruzji.
Jeśli stali się ofiarą sensacyjnej reklamy, mogło to ich przestraszyć. Póki używać będą własnego rozumu, wątpię, aby ich to przestraszyło. Zdecydowaną większość ludzi, oprócz niektórych komentatorów waszych i innych gazet, to nie przestraszyło. Ich może wystraszyło, albo może też nie wystraszyło, ale długo już nie mieli o czym pisać, więc naślinili ołówek i znów od nowa o tym piszą. Nie uważam, że Rosja napadła na Gruzję. Myślę, że tak nie myśli też zdecydowana większość obywateli naszego kraju.
Jest Pan co do tego znowu w wyraźnej opozycji wobec…
Nie jestem w opozycji wobec nikogo. Konstatuję podstawowe zjawiska widoczne dla każdego człowieka o otwartych oczach. Jeśli ktoś mówi coś odwrotnego, to świadomie nie mówi prawdy i celowo tworzy fałszywe pozycje dla innej formy swojej polityki zagranicznej. Ja jedynie konstatuję rzeczywiste fakty i z nikim nie walczę.
Gdy Pan oceniał miniony rok, przypomniał Pan, że sam George Bush w swoim ostatnim wywiadzie przyznał, że jego największym błędem było, że uwierzył informacjom o broni masowego rażenia w Iraku. Pan był swego czasu bardzo krytykowany za to, że zwątpił w istnienie broni masowego rażenia, podczas rozmowy z byłym ambasadorem, to był Cabanis, dobrze pamiętam, z Cabanisem.
To nie był Cabanis, to był ambasador Stapleton.
Pomyliłem się więc. Czuł Pan zapewne satysfakcję, kiedy usłyszał Pan to z ust George'a Busha?
Nie czułem żadnej satysfakcji. Od początku było to oczywiste. Wiedziałem to od początku, a ze mną miliony normalnych myślących ludzi. Fakt, że do tego dojrzał sam prezydent Bush, to inna sprawa. Niemal pomyślałem, że dawno już dojrzał do tego , ale nowym jest, że powiedział to tak otwarcie. Chciałbym tylko wiedzieć, czy ci wasi komentatorzy powiedzą: aha, w takim razie ten Klaus miał tu rację. Obawiam się jednak, że to nigdy się nie stanie.
Dlatego już wcześniej wspomniałem o opozycji, kiedy mówiliśmy o Gruzji. Pan bardzo często staje w konflikcie tak z poglądami polityków, jak i poglądami komentatorów, dziennikarzy, w różnych kluczowych sprawach – Unii Europejskiej, globalnego ocieplenia, wojny w Gruzji, wojny w Iraku. Nie sądzi Pan, że właśnie przez to może Pan ludzi drażnić i męczyć i że potem po prostu trudno im przyznać Panu rację.
Panie redaktorze, widzę to całkiem przeciwnie, a jeżeli tym Pana męczę, to jest to smutne.
Mnie oczywiście nie.
Mam oczy otwarte i było oczywiste, że w Iraku nie ma żadnej broni masowego rażenia. Wszyscy rozsądni ludzie wtedy to mówili i to samo mówią obecnie. Czym Klaus kogoś uraża? Jest oczywistym, że pan Saakaszwili wtargnął do Osetii Południowej, a nie odwrotnie. Nie jest to żaden mój wymysł. Nie stałem tam na granicach, aby to filmować czy strzelać, ale odbieram wiarygodne informacje. Jeżeli mówimy o globalnym ociepleniu, wiem, że w ciągu stu lat temperatura na Ziemi wzrosła o 0,74 setnych z jednego jedynego stopnia Celsjusza, więc nie panikuję nad globalnym ociepleniem. W ten sposób możemy rozmawiać o jednej sprawie po drugiej. Nie wiem, dlaczego miałbym tym ludzi drażnić. Jeśli drażniące jest to, że w końcu okaże się, że mam rację, wtedy w porządku, to niech drażni.
Myślę, że to doskonała kropka na koniec wywiadu. Dziękuję, Panie Prezydencie.
Petr Šimůnek, Hospodářské noviny, 2 styczeń 2009
Cały wywiad: http://www.kujawsko-pomorski.upr.org.pl/main/artykul.php?strid=3&katid=63&aid=7927
za: http://www.klaus.cz/klaus2/asp/clanek.asp?id=P7wVzUinbxff
Przekład: Krystyna Greń
Więcej na ten temat:
Koniec świata dorosłych dzieci