Artykuły

Kryzys zatrząsł rynkiem kart kredytowych

Karty kredytowe stają się coraz trudniej dostępne. To efekt kryzysu finansowego, który spowodował, że banki przestały rozdawać je na lewo i prawo.

 

 – Banki podwyższają poprzeczkę dla osób starających się o kartę kredytową. Nie dowierzają deklaracjom klienta o zarobkach, żądają zaświadczeń z pracy – wynika z raportu przygotowanego przez Open Finance dla "WSJ Polska".

Analitycy nie mają wątpliwości: obecna polityka banków przyhamuje oszałamiający przyrost liczby kart kredytowych, których co kwartał przybywało nawet 0,5 min. Jak podaje NBP, na koniec września 2008 r. Polacy mieli ich w portfelach prawie 9 min.

W pierwszej kolejności cięcia dotknęły osoby najmniej zarabiające.

– Widać, że to o ich kondycję finansową banki obawiają się najbardziej
– mówi Mateusz Ostrowski, analityk Open Finance. Osoba, która dostaje na rękę 800 zł, nie ma co liczyć na kartę w Deutsche Banku PBC. Musi mieć co najmniej 1,5 tys. zł dochodów. Minimalne wymagania podwyższył również BZ WBK – oczekiwania wobec klienta wzrosły z 500 zł do 650 zł. W Millennium poprzeczka podskoczyła z 1 tys. zł do 1,2 tys. zł, w Nordea Banku z 1 tys. zł na 1,5 tys. zł, a w Raiffeisenie zamiast 1,5 tys. zł potrzebne jest dwa razy więcej. Jeszcze dalej poszedł DnB Nord, który od tego roku w ogóle nie wydaje kart kredytowych, choć jak zapewnia Łukasz Piasta, rzecznik banku, w drugiej połowie roku wrócą one do oferty.

Osoby mało zarabiające wciąż mają szansę dostać kartę w Euro Banku, GE Money czy Getinie, gdzie wciąż wystarczą wpływy w granicach 600 – 650 zł. – Można się jednak spodziewać, że wkrótce i tu drzwi zostaną zamknięte – uważa analityk Open Finance.

Banki zaczęły nieufnie podchodzić także do oświadczeń o dochodach. W ING BSK na przysłowiowy dowód można już dostać kartę tylko z limitem na 1 tys. zł zamiast 2 tys. zł, a w GE Money Banku na 10 tys. zł zamiast na 20 tys. zł. Polbank EFG, który bez zaświadczeń o zarobkach potrafił dać limit do 5 tys. zł, teraz wycofał się z uproszczonych procedur.

Jednocześnie banki mimo spadających stóp procentowych wyżej kalkulują ryzyko na kartach. Dlatego podwyższają oprocentowanie (górna granica wyznaczona przez fczw. ustawę antylichwiarską to obecnie 23 proc). Stawka dla transakcji bezgotówkowych skoczyła w BGŻ z 19 do 22,5 proc, w MultiBanku z 21,9 proc na 22,5 proc, a w GE Money z 21,15 na 22,6 proc.

Do tego pojawiły się opłaty za użytkowanie karty w tych bankach, w których do tej pory były za darmo. Ostrowski podaje przykład GE Money Banku, gdzie za kartę kredytową trzeba zapłacić 6 zł miesięcznie.

Banki szukają dodatkowych dochodów, bo ich zyski maleją. Są ostrożne, gdyż boją się niespłaconych kredytów.

Według KNF w ciągu roku, od września 2007 do września 2008, wartość kredytów zagrożonych na kartach wzrosła o ponad 30 proc. Czyli bardziej niż samego zadłużenia na kartach.

źródło:  "Dziennik", więcej na str. 1/The wall street journal

Więcej na ten temat:

KNF: edukować klientów, korzystających z kart kredytowych

10 milionów kredytówek w naszych portfelach

Przybywa kart i należności z tego tytułu

Uważajcie na karty kredytowe

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *