Powrót ziemi obiecanej?
"Łódź dobrze wie, co to znaczy ucierpieć na kryzysie. Ale pamięta to sprzed lat. Dziś jest inaczej. Miasto na kryzysie zyskuje, przejmuje produkcję z Zachodu i staje się postrachem irlandzkich związków zawodowych", zauważyła "Gazeta Wyborcza".
Kryzys sprzed dziesięciu lat pamiętają w Łodzi wszyscy. Gdy upadał przemysł lekki, bezrobocie poszybowało do poziomu 20 procent. Nie było w Łodzi rodziny, która nie miałaby cierpiącego – z powodu braku pracy – ojca, syna czy brata. Ratunku nie było widać znikąd: poza fabrykami włókienniczymi i kilkoma hurtowniami odzieżowymi, prawie milionowe miasto nie miało nic do zaoferowania. Pełna monokultura.
Od tego czasu dużo się jednak zmieniło. Dziś Łódź znów ma przemysł. Tym razem jednak różnorodny. I na tym zyskuje. W Łodzi montuje się komputery Della, składa maszynki do golenia Gillette, produkuje pralki Boscha i Siemensa czy Indesitu. Lada dzień z taśmy zjadą pierwsze kremy Oil of Olay produkowane w zakładach Procter & Gamble. Dziś Łódź nie boi się kryzysu. Na odwrót: może na nim jeszcze dużo zyskać.
Auta odjechały. I dobrze!
Początkowo łódzkim sposobem na recesję z przełomu wieków miało być rozwinięcie branży motoryzacyjnej. Wydawało się, że koncerny samochodowe to prestiż dla miasta i tysiące miejsc pracy. By zdobyć wielkiego inwestora, przygotowana została jedna z najlepszych działek w województwie – dwustuhektarowy teren w Radomsku nieopodal Łodzi.
Przed sześcioma laty stanęli na nim przedstawiciele Toyoty. Mierzyli, oglądali, kilka razy spotykali się z władzami województwa. Gdy koncern podejmował decyzję, emocje sięgały zenitu. Ale Toyota odjechała, wybierając czeski Kolin. – To nic – komentowali wtedy włodarze miasta. – Radomsko przegrało w finale, a wcześniej wygrało z 50 innymi miastami. Na pewno ktoś chętny lada dzień się znajdzie.
Następni inwestorzy przyszli w 2003 r. Najpierw Peugeot-Citroën. Nie wyszło. W tym samym roku przepadł też Hyundai. Porażka była tym boleśniejsza, że oba koncerny wybrały Słowację. – Dawaliśmy inwestorowi wszystko – mówił Jerzy Słowiński, prezydent Radomska. – Przegraliśmy, bo Słowacja kojarzy się już z motoryzacją.
W Polsce w tym czasie zagłębiem motoryzacyjnym ogłosił się Śląsk. Inwestował tam General Motors, budowę zakładów zapowiedział Ford i Fiat. Nowe miejsca pracy dawały firmy działające na rzecz motoryzacji np. Delphi Polska Automotive.
Radomsko i cała Łódź zazdrościły. Na szczęście udało się w końcu przełamać złą passę i zdobyć inwestycje z innych branż. W Łodzi lokują się Philips (centrum rozliczeniowe), Gillette (maszynki do golenia) i w końcu Dell.
– Przełamaliśmy próg niemocy. Od tego momentu o inwestora zaczęło być łatwiej – potwierdza Marek Michalik, były wiceprezydent miasta.
Gdy do miasta przyjeżdżał pierwszy duży inwestor, Łódź miała najwyższe w Polsce bezrobocie wśród dużych miast. Teraz jednak zaczyna doganiać czołówkę. Bo nowa fala bezrobocia z początku 2009 r. dotyka region w mniejszym stopniu niż resztę kraju. Łódzkie jest też jedynym w Polsce województwem, w którym sprzedaż przemysłu w styczniu, licząc rok do roku, wzrosła – o 2 proc. Wszystkie inne województwa zanotowały spadek.
– Nie mówiąc już o słowackiej monokulturze motoryzacyjnej. Ta cierpi dziś najbardziej – dodaje Stefan Krajewski, ekonomista Uniwersytetu Łódzkiego.
Inne polskie miasta, gdzie przemysł jest mniej zróżnicowany, dostają w kość. W Krośnie upadają Huty Szkła, zwalnia Delphi (branża motoryzacyjna). W Kościanie w Wielkopolsce i w Nysie na Opolszczyźnie zachodzą w głowę, co będzie po upadku firmy Swarzędz Meble SA.
A w Łodzi może być już tylko lepiej. Większość zakładów nie tylko nie zwalnia, ale wręcz przyjmuje do pracy. Rekrutują, bo Łódź podbiera produkcję z USA, Irlandii i Walii.
Co by komu zabrać…
Na początku roku o Łodzi zaczęło być głośno na całym świecie. Zaczęło się od Della: w styczniu amerykański koncern ogłosił, że zamyka swój zakład w Irlandii, w Limerick. Pożegnał się tam z 2 tys. pracowników, a linie montażowe zaczyna przenosić do Łodzi. – Bo tu jest taniej – tłumaczył. W lutym dodał zwolnienia w zakładach w USA: w Teksasie i Północnej Karolinie. Amerykańskie media przewidują, że pracę straci 8 tys. pracowników Della w świecie.
Tymczasem w Łodzi ma powstać nawet 400 nowych miejsc pracy (w zakładach już pracuje w nim ponad 1800 osób). – To miasto na kryzysie zyska – potwierdzają podczas wizyty w łódzkich zakładach Victor Ashe, ambasador USA w Polsce oraz Marcin Filipkowski, dyrektor generalny Della.
Za Dellem odchodzą z Irlandii jego kooperanci RR Donnelly i Flextronics. W Łodzi zwiększą zatrudnienie o ponad sto osób.
Miastem interesują się też inne spółki, które już w mieście są. Na świecie tną koszty, a w Polsce chcą zwiększać produkcję. Gillette, wzorem Della, przenosi do Łodzi część linii produkcyjnych z USA. Oprócz powstających tu już golarek Fusion produkowane będą elementy do maszynek Mach3.
Lepszych czasów doczekało się też Radomsko. Duże inwestycje planuje tam Indesit, producent AGD. W lutym spółka zadecydowała o zamknięciu zakładu produkcji zmywarek pod Turynem we Włoszech. Tamtejsi pracownicy, gdy usłyszeli, że produkcja ma być przeniesiona do Polski, zaczęli protesty. Ponad 600-osobowa załoga zablokowała ulice miasta. Przeniesienie naszych miejsc pracy do Polski to obraza! – krzyczeli.
Indesit zdania jednak nie zmienił. Ba, w marcu ogłosił chęć likwidacji fabryki pralek w Walii. W rozmowach z pracownikami znów pojawiła się "centralna Polska".
Jak nadal być pupilkiem
Do Łodzi zaczęli przyjeżdżać dziennikarze światowych mediów. Irlandczycy pokazują Łódź jako miasto, które zabiera rodzinom z Limerick źródło utrzymania. Materiał robi też agencja Reuters. – Łódź ciągle odstaje od innych miast. Mimo kryzysu cały czas się rozwija – stwierdza Piotr Piłat, dziennikarz telewizji Reuters.
Wypowiedzi na forach internetowych są mniej wyważone. Zwłaszcza w Irlandii: – Polacy to sprzedawczyki, którzy godzą się pracować za małe pieniądze. I dlatego dziś wykradają światowe inwestycje – czytamy na jednym forum.
Doszło do tego, że szefowie irlandzkich spółek zaczynają straszyć "Łodzią" swoich pracowników. – Tłumaczą, że trzeba zaciskać pasa, bo jak nie, to "czeka nas przeprowadzka do Polski" – opowiada Tomasz, łodzianin mieszkający pod Dublinem.
Firma doradcza KPMG, która oceniła 14 polskich specjalnych stref ekonomicznych, łódzką i wałbrzyską nazwała "pupilami inwestorów". Do podobnych wniosków doszedł Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową. Potrzebne jest tylko więcej gruntów pod inwestycje. – I to zamierzamy szybko poprawić – zapewnia Włodzimierz Tomaszewski, wiceprezydent Łodzi.
A Włodzimierz Fisiak, marszałek województwa, dopowiada: – Zwiększamy inwestycje w infrastrukturę.
Budżet miasta i województwa jeszcze nigdy w historii nie miały tak dużych kwot na inwestycje, zarówno w drogi, jak i renowację budynków, kanalizację czy uzbrajanie terenów. To ma przyciągnąć kolejne duże spółki.
Źródło: Gazeta Wyborcza