Hipermarkety jak buldożery
W środę 4 lipca 2007 r. telewizja Planete ma pokazać amerykański film dokumentalny o ekspansji hipermarketów Wal-Mart w USA pt. „Wysoki koszt niskich cen”, mocno atakujący sieci handlowe. Ale czyż można mieć pretensję do geparda o to, że zjada gazele na sawannie?
Ciekawa recenzji tego filmu ukazała się w „Gazecie Telewizyjnej”.
Sklepy jak buldożery
Jak wyludnić przeciętne amerykańskie miasteczko w ciągu roku? Nie trzeba do tego żadnej katastrofy naturalnej. Wystarczy zbudować jeden z hipermarketów Wal-Mart. Z powodu niskich cen upadają lokalne sklepy, zakłady, a mali przedsiębiorcy idą na bezrobocie. To inwazja bez wojska.
Wal-Mart to legenda: najniższe ceny w USA, najwięcej pracowników, wszystko dla klienta. Ale ta legenda ma swoje drugie oblicze, brzydkie oblicze.
„Budowaliśmy go czterdzieści lat, a teraz jedyne, co nam zostało, to wynieść się i spłacić długi”, mówi jeden z właścicieli lokalnego sklepiku, który musiał zamknąć interes po otwarciu giganta. „Jestem republikaninem, wierzę w wolny rynek i kocham wolność, ale coś tu nie gra. Kiedyś byłem przeciw związkom zawodowym, teraz nie myślę, że są złe. Trzeba działać, inaczej ta firma nas zje”, dodaje.
„Wysoki koszt niskich cen” to zaangażowany film paradokumentalny, który pokazuje kulisy działania jednej z największych korporacji. Paradokumentalny, bo przedstawia racje jednej ze stron.
Wal-Mart nie komentuje tego, co się o nim mówi (być może nie chce: mówi się tak źle, że trudno znaleźć ripostę, ale tego z filmu się nie dowiemy).
Zaangażowany – bo pokazuje, jak wielkie sklepy niczym buldożery atakują małe amerykańskie miasteczka, niszcząc tradycyjne lokalne społeczności i zmieniając pełne etaty w lokalnych sklepikach na pół etatu w Wal-Mart. „To nie pozwala się utrzymać. Robimy nadgodziny, ale nie możemy zarobić tyle, żeby udało się nam ubezpieczyć na wypadek choroby. Za nadgodziny nie płacą”, opowiadają byli pracownicy.
Roczna płaca dla szeregowych pracowników to średnio 13 tys. dol. – w USA poniżej progu ubóstwa; więcej pieniędzy dostają ci, którzy korzystają z pomocy społecznej. Sam sklep namawia, żeby pracownicy uzupełniali pensje darmowymi posiłkami czy państwowymi dopłatami do mieszkań. A to tylko początek praktyk, o których opowiadają zatrudnieni.
Rasizm, szpiegowanie związków zawodowych, arogancja wobec ekologii, zaniżanie liczby godzin na paskach wypłat – reżyser opowiada, że to wszystko robi firma, która należy do Waltonów, najbogatszej rodziny w USA.
Reżyser dotarł też do menedżerów wyższego szczebla, którzy potwierdzają wersje „tych ze sklepu”.
„To wyzysk w imię niskich cen”, mówi jeden z nich. Kamera wędruje do Chin, Hondurasu, Bangladeszu i pokazuje, że Wal-Mart płaci grosze i oszukuje tych, którzy dla niego produkują.
Wielbiciele wolnego rynku powinni obejrzeć historię o Wal-Mart. Być może zastanowią się, jak to możliwe, że w ich hipermarketach pojawiają się superokazje.
Maciej Kuźmicz
źródło: "Gazeta Telewizyjna"
Nasz komentarz:
Film „Wysoki koszt niskich cen” nie jest paradokumentalny, lecz dokumentalny. Brak opinii przedstawicieli Wal-Martu czy rodziny Waltonów nie zmienia obrazu sytuacji. Taki jest kapitalizm w czasach globalnej gospodarki.
Można się domyśleć, co sądzą przedstawiciele władz Wal-Martu czy rodziny Waltonów. Ich interesy są w sprzeczności z interesami dostawców do ich marketów i lokalnych społeczności. Nowy hipermarket Wal-Mart jest jak szczupak wpuszczony do stawu pełnego karpi. Ryby bardziej ospałe giną.
Biznes to nie jest zabawa dla małych dzieci, lecz ostra rynkowa gra, a właściwie totalna, choć bezkrwawa, wojna.
Najpierw na nowy rynek wysyła się swoich szpiegów i agentów wpływu, by rozpoznali teren działań wojennych. Przychylność lokalnych przywódców (władz samorządowych, liderów opinii, mediów) zdobywa się za pomocą drobnych lub większych prezentów, np. wpłat dla lokalnej fundacji charytatywnej lub instytutu badawczego. Gdy opanuje się przyczółek, jest zgoda na budowę hipermarketu, do boju wrzuca się wielki kapitał na budowę i najlepszych fachowców do walki z lokalną konkurencją. Walka jest na wykończenie, więc podnosi się krzyk najsłabszych przeciwników, którzy nie wytrzymują w boju. Wtedy korporacji osłonę dają działania z zakresu public relations i polityki społecznej. Gdy najsłabsi padną, głosy oburzenia powoli cichną. Hipermarket w spokoju panuje nad terenem.
Nie mniej morderczą walkę sieci handlowe toczą z dostawcami. W niektórych przypadkach traktują ich jak królowie poddanych. Im mniejszy dostawca, tym bardziej jest poniżany. W Polsce zdarzają się przypadki, że przedstawiciele potencjalnych dostawców są specjalnie przed negocjacjami przetrzymywani godzinami (czekają na opóźniające się spotkanie) w gorących pomieszczeniach, by byli bardziej skorzy do ustępstw.
Podobno teraz takich przypadków jest mniej niż na początkowym etapie podboju polskiego rynku przez zagraniczne sieci handlowe. Większych dostawców przedstawiciele sieci traktują lepiej, ale też negocjacje prowadzą twardo. Czasami nie dogadują się i w sieci nie ma produktów znanych producentów.
W sumie to normalna gra rynkowa. Negocjacje handlowe to istota biznesu. Nikt nie musi współpracować z sieciami. Wielu dostawców, którzy na interesy z sieciami zdecydowali się, odniosło wielkie sukcesy.
Wielkie sieci handlowe to jeden z najważniejszych elementów globalnej gospodarki kapitalistycznej. Są nowoczesne i efektywne. Wyciskają z ludzi siódme poty na całym świecie, upadają firmy w USA, ale rodzą się w Chinach. Nazywanie tego wyzyskiem jest jednak nadużyciem. Nikt nie jest zmuszany do pracy dla sieci handlowych.
Jestem zwolennikiem wolnego rynku, choć zadaję sobie również sprawę z tego, że ma on również brzydkie oblicza. W rynkowej walce zdarzają się przypadki łamania prawa, choć sieci handlowe, zdając sobie sprawę, że mają licznych przeciwników, starają się, by było ich jak najmniej.
O to, że sieci handlowe walczą z konkurencją i są tej walki ofiary, nie można mieć do nich pretensji. Bo czyż można mieć pretensję do geparda o to, że szybko dopada i spokojnie zjada gazele na sawannie?
W długim okresie na horyzoncie rysują się pewne niebezpieczenstwa związane z rozwojem sieci, np. wzrot bezrobocia z powodu upadku lokalnych firm w USA, czy wzrost cen w hipermarketach po wykończeniu konkurecji. Na razie jednak USA radzą sobie w ramach gospodarki rynkowej. Bezrobocie jest tam niskie, konkurencja działa, a gospodarka jest prężna.
Film „Wysoki koszt niskich cen” jest głosem tych, którym się gorzej wiedzie. Ważnym głosem, pokazującym ich problemy.
W Polsce odpowiedzią na takie głosy jest ustawa hamująca nieco rozwój sieci handlowych. To jest decyzja polityczna, dopuszczalna w demokracji. Reprezentanci narodu uznali, że warto inetrweniować na polu walki biznesowej, by wspomóc najsłabsze krajowe firmy, dać im czas na wzmocnienie sił. Sieci handlowe na tym nieco stracą, ale nie powstrzyma to ich ekspansji.
Jerzy Krajewski, redaktor naczelny dziennika internetowego „GepadryBiznesu”, 30 czerwca 2007 r.