Koniec świata dorosłych dzieci
Chciwość jest cechą kapitalizmu. Bankierzy powinni chcieć zarabiać. Tak działa kapitalizm. Problemem nie jest chciwość sama w sobie, problemem jest kapitalizm, który potrzebuje infantylizacji dorosłych oraz przemiany dzieci w konsumentów, zanim jeszcze dorosną – mówi Benjamin Barber w rozmowie z Igorem Janke.
Koniec świata dorosłych dzieci
Napisał pan, że rynek psuje dzieci, infantylizuje dorosłych i połyka obywateli. „Skonsumowani” – czy tytuł pańskiej ostatniej książki okazał się proroczy?
Trochę. W 1995 r. pojawiła się moja książka pod tytułem „Dżihad kontra McŚwiat” i ludzie mówili, że to abstrakcyjna metafora. W 2001, po zamachu na WTC, metafora stała się brutalną rzeczywistością. Gdy opublikowałem „Skonsumowanych” półtora roku temu, ludzie mówili, że nie ma nic złego w konsumowaniu, że to jest w porządku, i gospodarka rozwijała się świetnie. Wszystko szło doskonale. Teraz ten kryzys finansowy pokazuje, ze w tym, co napisałem, był element proroctwa.
Rozumiem, że obecny kryzys pana nie zaskoczył?
Ja to przewidziałem. Napisałem, że nieregulowany system sam nie się utrzyma i się rozpadnie, jeśli będzie dalej sprzedawał ludziom rzeczy, które nie są im tak naprawdę potrzebne i na które ich nie stać. Sektor bankowy oparty na tej rozbuchanej konsumpcji zawalił się pod własnym ciężarem. I pociągnął za sobą inne rynki.
Czy to skutek nieodpowiedzialności wielkich szefów banków czy zinfantylizowania świata dorosłych na Zachodzie, zwłaszcza w Ameryce?
To wina systemu. Są różni bankierzy: chciwi, głupi i dobrzy. Chciwość jest cechą kapitalizmu. Bankierzy powinni chcieć zarabiać. Tak działa kapitalizm. Problemem nie jest chciwość sama w sobie, problemem jest kapitalizm, który potrzebuje infantylizacji dorosłych oraz przemiany dzieci w konsumentów, zanim jeszcze dorosną.
Max Weber opisał protestantyzm niosący ze sobą wartości, które były niezbędne w rozwoju kapitalizmu w XV i XVI wieku: ciężka praca, oszczędzania, pomaganie innym, służenie. Teraz zamieniono oszczędzanie na wydawanie; wynagrodzenie w przyszłości na natychmiastową gratyfikację. Zdrowy rozsądek i umiar dorosłych na dziecinne pragnienie posiadania wszystkiego zaraz.
Czy plan Paulsona, polegający na tym, że amerykańskie państwo dopłaci z budżetu instytucjom finansowym ogromne pieniądze, by je ratować, nie jest kolejnym krokiem w utrzymaniu takiego infantylnego podejścia do świata?
Tak, i dlatego podchodzę do niego bardzo krytycznie. Jest on konieczny, ale to dopiero początek niezbędnych zmian. Jeśli problemem jest osłabienie demokracji, deregulacja, brak aktywności obywatelskiej, brak demokratycznego nadzoru, to rozwiązaniem jest więcej demokracji, więcej zaangażowania, więcej odpowiedzialności. Taka jednorazowa akcja nie załatwi problemu zaufania. Kiedy Kongres wreszcie przyjął plan, kursy akcji spadały dalej. To pokazuje, że nie jest to kwestia zaufania gospodarczego, ale zaufania społecznego. Tego kapitału zaufania społecznego teraz zabrakło.
A może byłoby lepiej, gdyby bańka pękła. To byłoby bolesne dla wielu, ale może miałoby cechy ozdrowieńcze. I dla ludzi, i dla gospodarki?
To tak, jak powiedzieć, że dobrze, iż „Titanic” zatonął, bo mogliśmy udowodnić, że inżynier popełnił błędy, projektując go. Udowodniliśmy to, ale przy okazji prawie wszyscy zginęli. W świecie, w którym wszystko jest ze sobą powiązane, współzależne, gdzie wszystkie rynki są ze sobą powiązane, nie możemy sobie pozwolić na upadek jednego rynku. Bo po nim padną wszystkie inne.
Patrzymy na ten kryzys z Polski. Co to mówi nam o świecie? W ojczyźnie wolnego rynku stosuje się interwencjonistyczne metody.
Mam problem nie z tym, że ludzie kupują rzeczy, których potrzebują, i nawet nie z tym, że kupują rzeczy, których nie potrzebują. Mam problem z ludźmi, którzy poświęcają cały swój czas na zakupy
To mówi nam, że kiedy ludzie porzucają jeden system, to często wcale się nie uwalniają, tylko wpadają w inny system. Kiedy Polacy się uwolnili od sowieckiego systemu, bolszewizmu i państwa komunistycznego, to wpadli w ręce nowej ideologii – ideologii liberalizmu, wolnego rynku. Komunizm był zły, państwo komunistyczne nie mogło nic, a rynek przecież może wszystko. Tym Polacy się zafascynowali. Polacy przyjęli liberalną metodę Hayeka i Friedmana i zdecydowali, że rynek sam rozwiąże wszystkie problemy. Polacy zmienili jedną świecką religię komunizmu na inną świecką religię – religię rynku. A obie te religie mają jedną cechę wspólną: nie rozumieją demokracji.
A propos religii. Czy wypychanie religii z życia to nie jest inny aspekt infantylizacji społeczeństw Zachodu, bo religia to trudna sprawa? Łatwiej jest przecież żyć bez niej.
Przez długi czas religia była establishmentem, a nauka, sekularyzm, wielokulturowość, ateizm i agnostycyzm były wyrazicielami ducha oporu. W USA i Europie to się zmieniło. Dlatego uważam, że musimy dać religii więcej, a nie mniej przestrzeni. Rozdział religii od państwa posunął się o wiele za daleko, niż to zakładano. Gdybym żył w XVII, XVIII wieku, byłbym Galileuszem. Domagałbym się więcej przestrzeni dla nauki i racjonalizmu. Ale nie wydaje mi się, żebyśmy teraz mieli do czynienia z taką sytuacją. McSwiat jest wszędzie, a jakie są jego wartości? Jakie są wartości Hollywoodu? Kupowanie, materializm, przemoc, seks. Nie jestem purytaninem, lubię seks i lubię przemoc, ale wszędzie mamy tylko to i to staje się świecką religią naszych czasów.
A kiedy ktoś chce umieścić gdzieś Chrystusa jako symbol wybaczenia, człowieka, który umarł za nasze grzechy, to nie może tego uczynić, Żyd chce powiesić na ścianie dziesięć przykazań – nie może, bo to religia. To absurd.
Wróćmy do konsumpcjonizmu. Kupuje pan rzeczy, których pan nie potrzebuje?
Oczywiście. Wszyscy mamy ciała, wszyscy jesteśmy konsumentami. Nie jestem krytykiem konsumpcji. Jestem krytykiem konsumpcji odbywającej się wszędzie i zawsze, kiedy na nic innego nie ma miejsca. Mam problem nie z tym, że ludzie kupują rzeczy, których potrzebują, i nawet nie z tym, że kupują rzeczy, których nie potrzebują. Mam problem z ludźmi, którzy poświęcają cały swój czas na zakupy, z ludźmi, którzy idą do centrum handlowego, nie mając żadnego konkretnego celu. Ja też chodzę do sklepu i czasem kupuję bzdury czy rzeczy kiepskiej jakości. Ale to jest pewna część mojego życia. Ale z drugiej strony, jako obywatel, ciągle krytykuję siebie jako konsumenta. Weźmy samochody. Lubię duże samochody. Jestem Amerykaninem. Jeździłem dużym bmw, jeżdżę audi, ale audi A4, mniejszym. To jest mój kompromis.
Kupił pan mniejszy samochód, bo taki pan jest odpowiedzialny?
Gdybym był tylko konsumentem, kupiłbym audi A8. Ale jako obywatel kupiłem mniejszy samochód, choć gdybym był tylko obywatelem, kupiłbym priusa o napędzie hybrydowym albo jeździłbym środkami komunikacji miejskiej.
Jaka jest różnica między prawdziwymi a sztucznymi potrzebami? Taka jak między audi A4 a audi A8?
Nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi. Oczywiście wiemy, jakie są nasze podstawowe potrzeby. Woda, jedzenie, reprodukcja, miejsce do spania, ciepło. Ale o ile woda jest potrzebą, o tyle woda w butelkach – nie. Woda w butelkach jest idealnym przykładem wykreowanej potrzeby. Zawsze były wody mineralne, wody z głębi ziemi. Ale dzisiaj większość wody butelkowanej to woda z kranu. Odkręcają kran, nalewają wodę i ci ją odsprzedają. Tylko że to ma nadruk i jest w butelce z plastiku. Kosztuje pieniądze, choć można by ją pić za darmo. To idiotyczne. To jest wykreowana potrzeba.
Nalać panu z tej butelki?
Mam ochotę powiedzieć Polakom: tak, jesteście między dwoma potęgami, ale i Rosja, i Niemcy są tak samo jak Polska uzależnione od innych narodów
Dziękuję, chętnie. Czy radio i słuchanie muzyki to wykreowana potrzeba? Nie. To jest sztuczne, ale nie wykreowane. Ale iPhone, czyli połączenie mnóstwa niedoróbek w jednym opakowaniu? Słaby aparat, słaby telefon, słaba przeglądarka internetowa. W jednym. Po co? Ludzie krzyczą: chcę iPhona! Dostarczają iPhona, bo ludzie mówią: tego chcę. Czy to jest coś niezwykłego? Nie, ale oni to złożyli do kupy i wmówili nam, że to jest coś, czego powinniśmy chcieć.
Jak więc możemy się wydostać z tej pułapki? W jaki sposób zachodnie społeczeństwa i rynek mogą się stać bardziej odpowiedzialne?
Są dwie drogi. Droga gospodarcza i droga polityczna. Kapitalizm powinien się cofnąć do tego, co robił kiedyś i co robił bardzo dobrze. Powinien produkować towary i usługi, które zaspokajają prawdziwe ludzkie potrzeby. A dzisiaj jest bardzo wiele prawdziwych potrzeb, które nie są zaspokajane. Kiedy wynajdzie się coś, co zaspokaja prawdziwe potrzeby, ma się z tego zysk. Oczywiście jest w tym element ryzyka. Może ludzie tego nie zechcą, może się to ludziom nie spodoba. Taki był kiedyś kapitalizm. Miało się problem, bo się ryzykowało. Teraz nikt nie chce ryzykować. Teraz ryzyko ma być przeniesione na innych. Na społeczeństwo. To podatnik ma ryzykować.
Ale kapitalista musi zarabiać.
Niech zarabia. Na przykład, zamiast produkować butelki na wodę, którą mamy za darmo w świecie rozwiniętym, niech kapitaliści wymyślą, w jaki sposób dostarczyć czystą wodę dwóm czy trzem miliardom ludzi, którzy nie mają do niej dostępu. To fantastyczne zadanie i tym powinni się zajmować.
Ale to kiepski interes.
Jest duńska firma produkująca „rurki życia”. Mają one po dziewięć filtrów. I te filtry przechwytują wszelkie możliwe szkodliwe substancje, jakie można sobie wyobrazić. Bakterie, błoto, brud, choroby itp. Starcza jej na mniej więcej rok. Wodę przefiltrowaną może pić cała rodzina. Dzięki temu można pić wodę gruntową, wodę skażoną. Wodę z Gangesu. Ta rurka rozwiązuje problem wody. Firma, która ją produkuje, zaczęła przynosić wielkie zyski. Bo to jest coś, czego ludzie naprawdę potrzebują. Wielką, prawdziwą potrzebą w krajach bogatych jest znalezienie alternatywnych źródeł energii. Ktoś, kto rozwiąże ten problem, będzie bardzo bogaty. Wielu ludzi traci pieniądze, próbując tego dokonać, ale tak już musi być. Tylko tak można zasłużyć na prawdziwą wygraną.
To zatem pańska propozycja dla gospodarki. A dla polityki?
Ludzie muszą upomnieć się o demokrację, odbudować postawę obywatelską, angażować się i kontrolować gospodarkę.
Mówi pan często: wolny rynek jest zglobalizowany, a demokracja nie. Co możemy z tym zrobić? Zatrzymać globalizację rynku czy rozszerzać sferę demokracji?
Nie ma możliwości zatrzymania tego. Każdy, kto uważa, że można zatrzymać globalizację, jest głupcem. Historia się nie cofa. Globalizacja jest efektem współzależności, a współzależność jest konsekwencją technologii, zmian klimatycznych i nowego połączenia świata w jedną wielką sieć. Mamy światowe wojny, globalne choroby, światowy terroryzm, światowy rynek, światową technologię, światową komunikację, światową przestępczość, światowy problem narkotykowy. Nie sposób tego cofnąć. Stoimy tylko przed wyborem: albo zdemokratyzować globalizację, albo zglobalizować demokrację.
Pytanie, jak to zrobić. Narzucanie demokracji nie wychodzi najlepiej.
Demokrację rozwija się od dołu, a nie z góry. Dlatego potrzebni nam są globalni obywatele, globalne społeczeństwo obywatelskie, organizacje pozarządowe, zanim będziemy mieli globalny światowy rząd. Biznes ma Forum Ekonomiczne w Davos. Trzeba tworzyć jego społeczny odpowiednik.
Zapewne pięknie jest rozmawiać. Ale mamy takie państwa, jak Chiny czy Rosja, z którymi musimy dać sobie radę.
Pan mówi bardzo staroświecko. Patrzy pan na wiek XIX i mówi: globalizacja to tylko fantazja i utopia. A ja mówię, że to jest tu i teraz. Globalizacja i współzależność są tutaj. A suwerenność to przeszłość. George Bush żyje w XIX wieku. Uważa, że Ameryka jako mocarstwo może powstrzymać terroryzm. Uważa, że najlepszym sposobem na rozwiązanie wszystkich problemów jest utwierdzenie zwierzchniej roli Ameryki. Jest idealistą. A realista mówi: to już nie zadziała. Bo jedyną odpowiedzią jest współzależność.
No dobrze, to co my jako społeczeństwo, jako obywatele, możemy robić z takimi firmami, jak Google czy Yahoo, które współpracują z Chinami?
To jest bardzo dobry przykład. Są tutaj dwie filozofie – muszę przyznać, że jestem niezdecydowany. Nie możesz walczyć z każdą dyktaturą, ale też nie musisz z żadną dyktaturą współpracować. Nie musimy przyznawać im igrzysk olimpijskich, zmieniać zasad, które słowa są dopuszczalne w Google’u. Nie musimy tam robić interesów. Ale, z drugiej strony, olimpiada może pomóc Chinom się otworzyć, dać im poczucie własnej wartości, sprawić, że będą bardziej otwarte. A Google to cenna platforma informacyjna i na dłuższą metę pozwoli Chińczykom zrozumieć, że mogą sobie poradzić. W końcu się zorientują, że kiedy wpisują po chińsku hasło Tiananmen, to znajdują informację o historii architektury, ale nic o tym, co się tam wydarzyło. Pewne kompromisy mają wartość, bo tym sposobem dostajemy się do wnętrza bestii.
Która z tych postaw może być bardziej skuteczna?
Do pewnego stopnia dostrzegam słuszność obu. Ale moja prawdziwa odpowiedź brzmi: na dłuższą metę Chiny są takie same jak USA. Bez względu na potęgę ekonomiczną ucierpią, kiedy nadejdzie światowy kryzys finansowy. Ucierpią też wskutek globalnego ocieplenia. Podobnie jak Stany Zjednoczone, Chiny i inne „wielkie mocarstwa”, wcale nie są już takie wielkie. I tak czy inaczej są skazane na współpracę z innymi. Podstawowe pytanie brzmi: w jaki sposób stworzyć nowe instytucje, które pozwolą nam pracować razem?
Pan wierzy w silne instytucje międzynarodowe?
Wcale w nie nie wierzę. Narody Zjednoczone okazały się klęską. MFW i Bank Światowy też nie spełniają dobrze swej roli. Bank Światowy mógł stawiać pewne warunki, zażądać, by kapitał finansowy postępował właściwie, ale nie – on się domaga, żeby kraje rozmontowały swoje programy socjalne i żeby inwestowały. Tak więc w rzeczywistości istniejące instytucje światowe nie na wiele się przydają, niestety. Gdyby je zreformować, gdyby okazały się dobre…
Kryzys w Gruzji pokazał, jak głęboko podzielona jest Unia Europejska i jak politycznie słaba jest to organizacja. Może to właśnie pokazuje, że takie organizacje nie mają szans działać dobrze? Może taka polityczna integracja nie jest możliwa, bo interesy narodowe, lokalne są tak zróżnicowane, że kraje nie są w stanie działać razem?
A co powinna Unia zrobić w sprawie Gruzji?
Spodziewałem się, że Unia…
…pójdzie na wojnę z Rosją?
Oczywiście że nie, ale że będzie w stanie wspólnie postawić Rosji twarde warunki.
Gdyby Gruzja była w NATO, obecność wojsk rosyjskich na ziemi gruzińskiej wymagałaby interwencji wojskowej…
Spodziewałbym się po Unii Europejskiej dużo bardziej stanowczej postawy wobec Rosji. Między wojną a tym, co Unia uchwaliła, jest naprawdę dużo miejsca na rozmaite działania. Z Rosją trzeba rozmawiać twardo. Rosjanie rozumieją głos siły.
Czyli Polacy są tak bardzo przywiązani do Stanów Zjednoczonych dlatego, że Rosjanie rozumieją tylko język siły. A USA są siedliskiem siły? Czy tak?
Właśnie tak.
Chciałem się upewnić. Zawsze słyszę, że Rosja rozumie tylko język siły.
Kiedy się żyje tutaj, dobrze to widać. Ale pan się nie zgadza?
Nie.
Więc jak, pańskim zdaniem, sobie radzić z Rosją i jej bardzo groźnymi zapędami?
Gdybym był Polakiem, bałbym się i Niemiec, i Rosji. Macie bardzo niefortunną pozycję między dwoma wielkim mocarstwami, z których każde uważa Polskę za swoje podwórko. Nie chcę być gruboskórny, ale z pozycji Stanów Zjednoczonych Rosja po upadku komunizmu była źle traktowana. Została postawiona do kąta. Została postawiona pod ścianą. Moim zdaniem to był błąd. Pan powiedział, że oni rozumieją tylko siłę. Ja uważam, że każdy naród pragnie godności. I kiedy naród zostanie spoliczkowany, jak Niemcy po I wojnie światowej. 15 lat później mieliśmy rezultat w postaci Adolfa Hitlera.
W Rosji naród się nie odzywa. W Rosji odzywa się Kreml.
A dlaczego Putin jest teraz tak popularny?
Między innymi dlatego, że płaci ludziom regularnie pensje.
A ja myślę, że jest coś więcej. Jest popularny, bo domaga się dla Rosjan godności i siły. Putin mówi: nie jesteśmy nikim. Byliśmy wielką potęgą. A teraz traktuje się nas jak gówno. A wcale nim nie jesteśmy. Nadal jesteśmy ważną siłą na świecie. Uważam, że byłoby dobrze, gdyby i USA, i Europa przyznały, że Rosja odgrywa ważną rolę. Moim zdaniem umieszczanie amerykańskich rakiet w Polsce jest prowokacją wobec Rosji. Przekaz dla Rosji jest taki: Jesteście niczym, zrobimy, co chcemy. Wciągniemy Gruzję i Ukrainę do NATO.
Ale tu chodzi o nasze bezpieczeństwo.
Zgadzam się. Ale co, Rosja zrobi inwazję na Polskę? Celem obecności amerykańskich rakiet w Polsce nie jest powstrzymanie rosyjskich czołgów przed inwazją na Warszawę. Nie przyjadą tutaj. Już nie. To się nie stanie. A więc celem obecności tych rakiet jest tylko prowokowanie Rosji i poprawa samopoczucia Polaków, drażnienie Rosji, mówienie: zobaczcie, gdzie jesteśmy. Wy robiliście to przez tyle lat, a teraz my się odwdzięczamy. Ale nie w taki sposób powinno się zabezpieczać swoją pozycję między Rosją a Niemcami, tak by Polska czuła się dobrze.
Po Gruzji to już nic nie wiadomo. Rosyjskie czołgi zapewne nie wjadą na ulice Warszawy, ale wszędzie będzie rosyjski gaz. Gazprom jest najbardziej potężną armią w tej części Europy. To nie jest przedsiębiorstwo, to jest polityczna armia. I my musimy sobie z tym jakoś poradzić.
No to sobie radźcie. To jednak coś innego niż czołgi. Ale pan tym samym wrócił do mojego tematu do ekonomicznych współzależności. Mówi pan, że polska gospodarka jest uzależniona od obcej energii. Bo Polska zużywa za dużo tradycyjnej energii i jest zależna. Polska, podobnie jak Rosja, Chiny i Stany Zjednoczone, podobnie jak cały świat, będzie musiała zerwać z nałogiem paliw kopalnych. Zdaję sobie sprawę, że Polska znajduje się w bardzo specyficznej sytuacji.I że to nie jest przyjemne, kiedy przyjeżdża Amerykanin, mówi coś o Rosji i nie bierze pod uwagę polskich problemów. Ale jednocześnie, kiedy niektórzy ludzie mówią mi w Stanach: jesteśmy wielkim mocarstwem, jesteśmy potęgą, to ja im mówię: zapomnij o tym.
Bo teraz żyjemy w nowym świecie i czas szukać nowych rozwiązań. Więc z jednej strony mam ochotę powiedzieć Polakom trochę gruboskórnie: tak, jesteście między dwoma potęgami, ale zapomnijcie o tym. Bo teraz jesteście częścią świata współzależnego. I Rosja, i Niemcy są tak samo jak Polska uzależnione od innych narodów. Więc lepiej pomyślcie, jak z nimi współpracować, a nie być przeciwko nim.
rozmawiał Igor Janke
Prof. Benjamin Barber przyleciał do Polski na zaproszenie prezydenta Wrocławia. Wygłosił wykłady w Dolnośląskiej Szkole Wyższej i na Uniwersytecie Wrocławskim, które współorganizowały jego pobyt
Benjamin Barber
Ur. 1939 r., amerykański politolog, wykładowca Uniwersytetu Maryland, znany z zaangażowania w liczne inicjatywy obywatelskie, kieruje m.in. projektem Civ World mającym szerzyć świadomość współzależnego charakteru współczesnego świata. Doradzał politykom (m.in. Billowi Clintonowi) i instytucjom międzynarodowym. Zyskał sławę m.in. dzięki tekstom przewidującym starcie świata islamu z zachodnim konsumpcjonizmem, których podsumowaniem jest książka „Dżihad kontra McŚwiat” (wyd. pol. 2005). W tym roku ukazała się w Polsce jego najnowsza książka „Skonsumowani”.
źródło: www.rp.pl
Koniec świata dorosłych dzieci
Nasz komentarz:
Nadużywam praw autorskich Igora Janke, publikując wywiad w całości. Niech mi wybaczy, proszę. Na www.rp.pl ten wywiad za trzy dni nie będzie bezpłatnie dostępny, a są w nim ważne myśli, które powinny być darmowe.
Z prawie wszystkim, co mówi Benjamin Barber, zgadzam się.
Tu chciałbym zwrócić uwagę na nadużywanie siły w polityce międzynarodowej przez USA i NATO oraz upokarzanie Rosji.
Od pięciu lat na forum gazeta.pl prowadzę wątek związany z barbarzyńskim atakiem na Irak, w którym, niestety, uczestniczyły wojska mojego państwa. Jest mi wstyd z tego powodu, niestety, nie mogłem wiele zrobić, by przeciwstawić się temu. Moje wypowiedzi na forum gazeta.pl to jedyna forma sprzeciwu.
Publikuję swoje najważniejsze opinie z 2003 r., bo może gazeta.pl w końcu je wykasuje. Całość można zobaczyć pod adresem Nigdy więcej coca coli.
Jerzy Krajewski
Autor: Gość: Jerzy Krajewski IP: 213.241.23.* 21.03.03, 19:21
W proteście przeciw niezgodnej z prawem międzynarodowym akcji militarnej USA w Iraku wzywam do bojkotu amerykańskich towarów i usług.
Nigdy więcej coca coli!!!
Precz z żarciem od morderców z McDonalds!!!
Lepszy Linuks niż Microsoft!!!
W kinach oglądamy tylko europejskie firmy!!!!
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski
PS. Może ktoś kupi ode mnie forda escorta z 1997 r. montowanego w Płońsku, ale z amerykańskich części.
Autor: Gość: Jerzy Krajewski IP: 213.241.23.* 24.03.03, 13:38
Dla jasności: Sadam to morderca, łobuz i dyktator. Jeszcze 12 lat temu nie przeszkadzało to jednak, by USA z nim się przyjaźniły.
ONZ to był ład ustanowiony po II wojnie światowej. Nie funkcjonowało to najlepiej, ale jakieś prawo międzynarodowe było. A teraz mamy prawo buszu – kto silniejszy bije w mordę słabszych, a reszta powinna wsadzić mordę w kubeł.
A zaczęło się o "skurwysyńskich" (cytat za "Nie") nalotów na Belgrad, by odwrócić uwagę gawiedzi od skandalu z Moniką i cegarem wkładanym między jej uda przez szefa hipermocarstwa. Reszta to kłamstwa i propaganda.
Tak na naszych oczach rozpada się nasz świat. Co wyłoni się z chaosu? Nie wiadomo!
Ja wolę ład (choć czasami nieskuteczny) niż chaos.
Jeżeli ktoś popiera dążęnia USA do trzymania świata za mordę po trupach niewinnych ludzi, to współczuję mu.
Ludzie mają prawo żyć, tak jak im się podoba. Jeżeli uważają, że demokracja nie jest im potrzebna, nie można jej im narzucać.
Dla jasności: mi demokracja podoba się.
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski
Ludzie, czyście powariowali, przecież w Iraku żyją ludzie.
Najpotężniejsze armie na świecie napadły na zacofany, słaby kraj i rozwalają go bombami i rakietami w drzazgi, a Wy macie wątpliwości, po której stronie się opowiedzieć.
W dość łagodnej formie wyraziłem swój sprzeciw wobec niesprawiedliwej i niezgodnej z prawem i ładem międzynarodwym agresji USA i ich wasali na suwerenny kraj, członka ONZ od założenia tej organizacji.
barbarzyństwo.
Nie mam zamiaru kajać się z powodu tych swoich opinii. Każdy kolejny dzień wojny z kolejnymi ofiarami wśród niewinnych ludzi, będzie upewniał mnie w przekonaniu, że mam rację. A tych dni i ofiar będzie jeszcze sporo, więc moja pewność będzie długo rosła.
Bilans zysków i strat wojny w Iraku będzie dla ludzkości zdecydowanie ujemny.
Ich klakierzy w Polsce są żałośni. Gdy słuchałem w Sejmie Marka Jurka z partii Parawo i Sprawiedliwość popierającego agresję, widziałem hipokrytę. Nawet współczułem mu, że musiał się tak ześwinić, zaprzeczyć swemu przywiązaniu do katolicyzmu, bo wymagała tego od niego partia, której śni się objęcie władzy w Polsce.
Natomiast prezydent Kwaśniewski i premier Miller po prostu złamali konstytucję i kodeks karny posyłając polskie wojsko do Iraku. Zawiadomienie o tym ich przestępstwach złożył dziś Piotr Ikonowicz.
Ja tylko bronię prawa i wyrażam oburzenie, gdy jest on łamane. A prawo jest po to, by było nam łatwiej żyć.
Wojna mnie wścieka, odrywa moje myśli od rodziny i pracy. Budzi też moje obawy, czy nie rozleje się na cały świat.
Czy Pan, Panie Victor, wie jak długo buduje się most, elektrownię czy stacje wodociągową?
Przynajmniej kilka lat, a zniszczyć je można w kilka minut.
Czy Pan, Panie Victor, wie, ile wysiłku trzeba włożyć w wychowanie dziecka, by stało się samodzielne? Kilkanaście lat starań. A człowieka można zabić w sekundę?
Trzeba mieć naprawdę mocne argumenty, by poprzeć wojnę. A jakie Pan, Panie Victor, ma argumenty za atakiem na Irak? Garść propagandowej waty, stworzonej przez doradców Busha.
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski