Jak zagraniczne banki ograły polskie firmy
Nawet kilka miliardów złotych mogą kosztować polskie firmy spekulacje na rynku walutowym – pisze "Rzeczpospolita". Chodzi o umowy, które miały ograniczać ryzyko kursowe eksporterów. Jednak z powodu dużych wahań kursów dolara i euro, wielu z nich poniosło poważne straty.
Większość dużych firm, których dochody w dużym stopniu zależą od kursów walut korzysta z tak zwanych "opcji walutowych". Są to umowy na podstawie, których przedsiębiorstwa ustalają z bankami kurs wymiany waluty z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Na początku roku sporo firm zawierało umowy zabezpieczające je przed nadmiernym umocnieniem się złotówki. Jednak, by zredukować koszty takiej transakcji, przedsiębiorcy wykupywali jednocześnie zabezpieczenie przed osłabieniem złotówki. Znaczący wzrost kursów walut w drugiej połowie tego roku spowodował jednak, że operacja ta stała się bardzo nieopłacalna. Na przykład wiele firm zobowiązało się rozliczać z bankami po kursie 3,60 za euro, podczas, gdy na przełomie października i listopada rynkowa wartość europejskiej waluty przekroczyła 3,90.
Gazeta wylicza, że ofiarami opcji walutowych padło już kilka spółek giełdowych między innymi Ciech (100 milionów złotych strat) czy Erbud (prawie 50 milionów). Zdaniem analityków w przypadku mniejszych firm zobowiązania wynikające z opcji walutowych mogą zachwiać ich płynnością. Zdaniem dziennika kłopoty firm odbiją się na wynikach finansowych banków. Ich zysk może być w przyszłym roku mniejszy nawet o kilka procent.
Cały artykuł w "Rzeczpospolitej"
"Rzeczpospolita"/iar/kw/jp
Nasz komentarz:
"Rzeczpospolita" dała swojemu tekstowi tytył "Jak firmy spekulowały na walutach".
Mój jest właściwszy.
Zagraniczne doświadczone wygi z zagranicznych banków inwestycyjnych i komercyjnych ograły polskie firmy na kilka, a może kilkanaście miliardów złotych.
Nie wiemy, ilu menedżerów polskich firm wiedziało, w co gra, jakie jest ryzyko transakcji zaproponowanych przez zagranicze banki.
Prawnie pewnie nie ma to znaczenia. Umowy zostały podpisane. Krupier zakręcił ruletką i wyszło, że przegrały polskie firmy, a wygrały zagraniczne banki, w wyniku czego kilka, czy kilkanaście miliardów złotych popłynie do kas za granicą.
Teraz niektórzy menedżerowie polskich firm twierdzą, że zostali wprowadzeni w błąd, że zostali oszukani.
Trzeba było dokładniej czytać umowy i wziąć lepszych doradców niż sprzedawcy opcji z zagranicznych banków komercyjnych z siedzibą w Polsce.
W życiu kieruję się prostą zasadą – z szulerami nie siadam do gry.
Teraz polskie firmy powinny zerwać wszelkie kontakty biznesowe z bankami, które tak ich załatwiły, że część zostanie bankrutami, a tysiące ludzi straci pracę.
W geście solidarności to samo powinny zrobić inne polskie firmy.
Polecam im usługi polskich banków spółdzielczych.
Jerzy Krajewski