Rząd dostrzegł wreszcie kryzys gospodarczy
"Rok 2009 będzie krytyczny. Gdy na świecie zawierucha, trzeba oszczędzać i gromadzić zapasy", powiedział premier Donald Tusk. Pierwszy raz przyznał, że wzrost gospodarczy może wyhamować do 1,7 proc.
Do niedawna rząd tryskał optymizmem: przy światowej recesji Polacy mieli się pławić w 3,7-proc. wzroście PKB. Wczoraj premier Tusk przyznał, że możliwy jest – jak to ładnie nazwał – "scenariusz zapasowy".
– Jeśli sprawdzą się negatywne scenariusze na świecie, zakładamy 1,7-proc. wzrost PKB i 1,9-proc. inflację – ogłosił premier.
To czarniejszy scenariusz niż przewiduje dla nas Komisja Europejska (2-proc. wzrost). Na pocieszenie premier zaznaczył, że "nie musi się sprawdzić", a Polska w porównaniu z sąsiadami "jest względnie stabilna".
To oznacza znacznie mniej pieniędzy do wydania z publicznej kasy. W tym roku rząd planował ponad 321 mld zł wydatków. Teraz ma być 17 mld zł mniej! Premier dał ministrom dwa dni na znalezienie oszczędności. – W piątek i sobotę będę przesłuchiwał ministrów, gdzie są te cięcia – zapowiedział Tusk.
Jednak uspokajał: – Nie będzie cięć tam, gdzie one uderzałyby w ludzi: będą pieniądze na wypłatę rent i emerytur, pensji, nie będzie oszczędzania na służbie zdrowia w części finansowanej z budżetu. Będziemy też chronić inwestycje współfinansowane z UE. Ciąć będziemy wydatki rzeczowe, np. zakup samochodów, albo inwestycyjne, jak remonty budynków.
Premier nie wykluczył zwolnień w administracji czy zmiany ustawy o finansowaniu armii (dziś gwarantuje na obronność 1,95 proc. planowanego PKB).
– Urzędnicy muszą kilka razy przyjrzeć się każdej złotówce, zanim ją wydadzą. Kryzys to dobry moment na wprowadzanie trwałych oszczędności – mówił premier.
Rząd nie zamierza na razie nowelizować w Sejmie budżetu, choć nie wyklucza, że będzie to musiał zrobić w połowie roku. Wciąż zakłada niski deficyt – 18,2 mld zł.
– Zdrowy budżet to większe zaufanie do Polski. Pozwala Radzie Polityki Pieniężnej obniżać stopy procentowe. Obniżka o 1 pkt proc. to 5 mld zł w kieszeniach Polaków – wyliczał minister finansów Jacek Rostowski.
Także premier skrytykował pomysły PiS czy związkowców, by zwiększyć deficyt i zacząć żyć na kredyt: – Jak w rodzinie ojciec traci pracę, namawianie, by resztę pieniędzy przepić, to nie są rozsądne podpowiedzi.
Według Tuska wiele recept na osłabienie skutków kryzysu "miało charakter lobbingowy": – Wielu chce skorzystać z publicznych pieniędzy: jeden powie: dajcie bankom, inny: dajcie kopalniom. Na podpowiedzi: dajcie dużo i szybko, odpowiem: nie mamy dużo, a będziemy dawali odpowiedzialnie.
A co z bankami? – Naszym celem nie jest pomoc komercyjnym bankom, chcemy szukać rozwiązań, które odblokują akcję kredytową – tłumaczył premier.
Z wicepremierem Pawlakiem i ministrem Rostowskim poinformowali, co z rządowego pakietu antykryzysowego już zostało zrobione, a co w tej "skrzynce z narzędziami" ma się jeszcze znaleźć. Rząd przyjął wczoraj m.in. projekt ustawy o dokapitalizowaniu BGK, co ma ułatwić dostęp do kredytów. Wprowadził też w podatkach wyższą ulgę inwestycyjną dla firm.
Czy premier ma sobie coś do zarzucenia w związku z tym, że rząd zaspał przy kryzysie? – To jest jak trzęsienie ziemi albo tsunami. Tylko święty i to po śmierci nie ma sobie nic do zarzucenia. Nie jestem prorokiem, przyszłości nie mogę przewidzieć – odparł.
Kilka razy zaapelował o "narodową harmonię": "Każdy z dobrą wolą powinien pomagać", "Potrzeba współpracy i zaufania", "Polacy nie zasłużyli na taki konflikt, relacje pomiędzy rządzącymi a opozycją powinny być nakierowane wyłącznie na pozytywne cele".
– Mam nadzieję, że opinia publiczna nie będzie tolerowała modlitw o kryzys. Można przeprowadzić Polskę i Polaków przez ten kryzys – zapewniał premier.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"