Polska w globalnej lawinie
"Kryzys można porównać do lawiny, która po drodze zgarnia kolejne kraje, domy, ludzi. Pędzimy w dół i nie wiemy, kiedy i w którym miejscu się zatrzymamy i jakie po drodze poniesiemy straty. Wszystkie prognozy są mało wiarygodne, gdyż sytuacja jest bezprecedensowa", ocenia Witold Gadomski.
Przeżywamy pierwszy globalny kryzys finansowy i pierwszą globalną recesję. Porównania z kryzysem sprzed 80 lat nie przystają do realiów obecnych.
– Jeżeli polski rząd nie wie, jak walczyć z kryzysem, niech przyjrzy się temu, co robi prezydent Barack Obama – powiedział w Radiu Zet poseł SLD Jerzy Szmajdziński. Rzeczywiście, administracja amerykańska walczy z kryzysem bardzo aktywnie, ale efekty ma marne. Wydała lub obiecała wydać przeszło 1 bln dolarów na ratowanie banków, zagrożonych fabryk, miejsc pracy, zadłużonych posiadaczy domów, a osiągnęła jedynie to, że prognozy na najbliższy rok są gorsze niż kiedykolwiek. To nie zarzut wobec nowego prezydenta USA. Po prostu sytuacja jest nadzwyczajna.
Można ją porównać do lawiny, która po drodze zgarnia kolejne kraje, domy, ludzi. Sami w tej lawinie się znajdujemy. Pędzimy w dół i nie wiemy, kiedy i w którym miejscu się zatrzymamy i jakie po drodze poniesiemy straty. Wszystkie prognozy są mało wiarygodne, gdyż sytuacja jest bezprecedensowa. Przeżywamy pierwszy globalny kryzys finansowy i pierwszą globalną recesję. Porównania z kryzysem sprzed 80 lat nie przystają do realiów obecnych.Politycy są w sytuacji niekomfortowej. Jak zawsze coś obiecują, próbują robić, przedstawiają prognozy, a rzeczywistość szybko je weryfikuje negatywnie. Spójrzmy zresztą na prognozy znakomitych fachowców z międzynarodowych banków. Co tydzień otrzymuję drogą elektroniczną tygodnik sporządzany przez analityków Merrill Lyncha (Emerging EMEA macro weekly). W listopadzie ubiegłego roku prognozowali, że w roku 2009 gospodarka Polski wzrośnie o 3,3 proc., w grudniu obniżyli prognozę do 1,8, a przed dwoma tygodniami do 0,8 proc. Nie sposób jednak ocenić czy to prognoza prawdopodobna. Możliwe są wszystkie warianty – być może będzie lepiej, a może znacznie gorzej.
Przyznaje to minister finansów Jacek Rostowski, który przez dłuższy czas wyrażał publicznie optymizm, sądząc zapewne, że lepiej nie wywoływać wilka z lasu. W wywiadach, które w ubiegłym tygodniu udzielił kilku gazetom, w tym "Wyborczej" mówi, że bierze pod uwagę niższy wzrost PKB niż 1,7 proc.
Ponieważ sytuacja szybko się zmienia – niestety na gorsze – nie nadążają za nią oficjalne statystyki, sporządzane przez GUS. Są opóźnione zwykle o ponad miesiąc, a jeśli idzie o dane bardziej szczegółowe o kilka miesięcy. To nie zarzut – w "normalnych" czasach takie opóźnienie nie wpływa na decyzje makroekonomiczne. Ale w obecnej sytuacji wiedza tym, co się działo przed kilku miesiącami jest prehistorią. Wiemy na przykład, że w grudniu 2008 produkcja przemysłowa była o 4,4 proc. niższa niż rok wcześniej, a w całym roku 2008 wzrosła o 3,5 proc.
Budownictwo radziło sobie jeszcze lepiej. Ale jeszcze nie wiemy co się działo w styczniu 2009. Możemy tylko podejrzewać, że gospodarka w dalszym ciągu zwalniała, gdyż inflacja spadła z 3,3 do 3,1 proc. mimo dramatycznego osłabienia złotego, a tym samym podrożenia wielu dóbr z importu. W grudniu stopa bezrobocia wynosiła 9,5 proc. i była wyższa niż w listopadzie. To jeszcze nic groźnego, gdyż zimą zwykle bezrobocie sezonowe rośnie. Są jednak sygnały, że w styczniu przekroczyła 10 proc., a niektórzy ekonomiści (na przykład były wiceminister finansów Stanisław Gomułka) przewidują, że wkrótce sięgnie 15 proc. czyli poziomu sprzed gospodarczego boomu. Ale ta prognoza, jak niemal wszystkie, stawiane na gorąco, obciążona jest wielką niepewnością.
Więcej o gospodarce dowiadujemy się z mediów, które niemal codziennie przynoszą złe wiadomości. Zaczęły się zwolnienia z pracy w sektorze finansowym (naciskają na to zagraniczne centrale, w których "czystki" zaczęły się jesienią ubiegłego roku), w mediach, w przemyśle samochodowym i meblarskim. To branże przeżywają coś w rodzaju szoku, gdyż jeszcze przed rokiem były wskazywane jako przykład sukcesu. Firmy takie jak producent mebli "Nowy Styl" były beneficjentami wejścia Polski do Unii Europejskiej. Okazały się konkurencyjne na wspólnym rynku. Ale teraz rynek europejski i globalny gwałtownie się kurczą, więc eksporterzy najbardziej odczuwają skutki recesji.
Dobija ich dodatkowo słaby złoty. To paradoks, gdyż dotychczas eksporterzy narzekali na to, że polska waluta jest zbyt mocna. Aby się zabezpieczyć przed dalszym wzmacnianiem złotego eksporterzy kupowali skomplikowane instrumenty zabezpieczające się przed ryzykiem kursowym – podwójne opcje. Źle ocenili ryzyko i dziś muszą oddać bankom miliardy złotych. Nikt nie wie, ile dokładnie, szacunki mówią nawet o 100 mld złotych, czyli sumie, która położyłaby tysiące średnich firm, które inwestowały w opcje. Być może uda się straty zmniejszyć, ale to dziś wielki znak zapytania.
Silne osłabienie złotego to niespodzianka dla większości ekonomistów. Jeszcze jesienią wszystkie dane świadczyły o tym, że nasza gospodarka jest bardziej odporna na wstrząsy globalne i złoty będzie stabilny. Tymczasem od początku roku stracił kilkanaście procent, a od listopada przeszło 30 proc. – najwięcej z walut środkowoeuropejskich. Specjaliści nie są zgodni co do tego, dlaczego tak się dzieje. Bardziej znane są skutki deprecjacji. Straty ponoszą posiadacze opcji, ale przede wszystkim importerzy, którzy muszą płacić za materiały, surowce i usługi znacznie więcej, niż wcześniej przewidywali.
Ale także czeska korona – dotychczas uważana za walutę bardzo stabilną – straciła od początku roku 7 proc. Okazuje się, że najbardziej zdrowa gospodarka nie sprosta globalnej lawinie.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Nasz komentarz:
Drogi Witku!
Gdy 25 września 2008 r. wysłałem Ci artykuł pt. "Czeka nas globalny krach" (dostępny jest na stronach www.ibs.edu.pl oraz www.gepardybiznesu.pl), "Gazeta Wyborcza" i Ty również twierdziliście, że żadnego kryzysu w Polsce nie będzie.
We wrześniu 2008 r. trzeba było wiedzieć, że od kilku lat rozwój światowej gospodarki oparty był na amerykańskich konsumentach, którzy kupowali jak szaleni na kredyty.
Trzeba było też wiedzieć, że możliwości kredytowe Amerykanów kończą się. A jak Amerykanie przestaną kupować, zgaśnie silnik ciągnący światową gospodarkę i runie ona w dół.
Tak pisałem we wrześniu 2008 r. Byłem lepszy w ocenie sytuacji od najlepszych profesorów w naszym kraju. Przedstawiłem lepsze prognozy.
Zlekceważyłeś je.
A teraz płaczesz nad rozlanym mlekiem.
Gdyby rząd Donalda Tuska zaczął przygotowania do kryzysu we wrześniu 2008 r., bylibyśmy obecnie w znacznie lepszej sytuacji.
A tak teraz zostało Ci już tylko straszenie ludzi lawiną i konstatacja, że rząd jest bezradny – taka to siła.
Pod koniec września 2008 r. zaproponowałem też program antykryzysowy dla Polski z kilkoma punktami, m.in. rezygnacją z Mistrzostw Euro 2012, czasowym administrytcyjnym ograniczeniem ekspansji supermarektów i zmianą w ustawie budżetowej. Tylko to ostatnie rząd w końcu zrealizował dwa tygodnie temu. W pozostałych sprawach straciliśmy kilka miesięcy.
Rząd nadal się łudzi, że półśrodkami uchroni nas przed lawiną. Nie podejmuje męskich decyzji.
Nadal mam wrażenie, że to mali chłopcy, którzy tylko potrafią bawić się, kopać piłkę i rywali po nogach pod stołem oraz zabierać sobie zabawki, głównie samoloty.
Choć docenić trzeba, że ci mali chłopcy nie zdecydowali się na dalsze dynamiczne zadłużanie, jak politycy w USA, Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech.
Chyba już zrozumieli, że naszemu krajowi grozi bankructwo, o czym również pisałem kilka miesięcy temu – w pażdzierniku 2008 r.
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski
I jeszcze mój komentarz z blogu Piotra Kuczyńskiego
Jerzy Krajewski | 2009-02-14 0:50 | IP: 83.6.243.*
@ piotrkuczynski
Bronię polityki ministra finansów Jacka Rostowskiego z prostego powodu – boję się bankructwa naszego państwa, gdy deficyt budżetu poleci w końcu 2009 r. do 60 mld zł i nie będzie skąd pożyczyć 200 mld zł, a ci, którzy będą chcieli nam pożyczyć, zażądają 15 proc. w skali rocznej od obligacji w euro, liczonego po 6 zł.
Trudny to dopiero będzie rok 2010 r. Wtedy budżet będzie musiał pożyczyć 250 mld zł, by zrolować rosnące zadłużenie.
A jeżeli kryzys przedłuży się.
Bezrobocie w końcu 2009 r. na poziomie 13 proc., a nawet wyższym jest możliwe.
Nawet Grzegorz W. Kołodko nie chce jednak szaleć. Wydatki budżetu zwiększyłby tylko o kilka mld zł.
Ścieżka, którą idzie nasz kraj jest wąska, kręta i wyboista.
Trzeba wstrzymać prywatyzację energetyki, szczególnie, że zapotrzebowanie na energię spadanie i firmy te nie będą potrzebowały szybko pieniędzy na inwestycje.
Wycofać się z Euro 2012.
Zahamować administracyjnie ekspansję supermarketów (rząd może przekazać takie sugestie starostom, którzy wydają pozwolenia na budowy).
Dać ulgi podatkowe bankom spółdzielczym i wesprzeć je, by kredytowały małe i średnie firmy.
Zalecić bankom spółdzielczym , PKO BP, BOŚ odważniejsze udzielania poręczeń i gwarancji firmom i dać im gwarancje pokrycia 70 proc strat na tych poręczeniach i gwarancjach.
Wspierać nowe spółdzielnie mieszkaniowe, przekazywać im tereny budowlane po preferencyjnych cenach.
Może rzeczywiście trzeba jak najszybciej wejść do strefy euro przy kursie 4 zł z euro, jak proponuje Kołodko, albo 4,20 zł jak w 2006 r. chciała Andrzej Arendarski. Łamię się w tej sprawie, bo sytuacja jednak wygląda gorzej niż przypuszczałem.
Kołodko i Gomułka twierdzą, że znacznie obniży to koszt transakcyjne.
Na III Kongresie Zarządzania Należnościami Kołodko powiedział, że koszty związane z wprowadzeniem euro już ponieśliśmy, najwyższy czas sięgnąć po korzyści. Ja twierdziłem, że trzeba poczekać na spokojniejsze czasy.
Stanisław Gomułka to bystry profesor, pewnie wie co pisze.
Stracimy suwerenność finansową, ale tu trzeba ratować państwo przed bankructwem.
Ryzyko związane z ERM 2 jest duże.
Rostowski mówi jednak, że na wariata tam nie wejdzie.
Niech spotka się z Kołodką i Gomułką i przedyskutuje sprawę.
Może razem coś wymyślą.
To w końcu oni są ekonomistami.
Ja z grubsza przewidziałem globalny krach 24 września 2008 r. I byłem w swoich prognozach lepszy od profesorów.
Teraz zaczynają się jednak schody, jak przez to przejść. To wymaga bardziej fachowej wiedzy.
Jeżeli więc zwiększać deficyt, to minimalnie. Bez szaleństw i wyrzucania miliardów na stadiony i autostrady.
Bardziej odpowiada mi zdroworozsądkowy sposób myślenia Tuska i Rostowskiego. Donald mnie w tej sprawie nie zawiódł.
Wkurza mnie jego poparcie dla okropnego traktatu lizbońskiego, ale podoba mi się jego drobnomieszczańskie (kupieckie) podejście do spraw gospodarczych.
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski
Więcej na ten temat:
Czeka nas globalny krach – tekst z 24 września 2008 r.
Jak przetrwać kryzys – tekst z 27 września 2008 r.
Przedruk artykułu w "Gazecie Finansowej" 2 października 2008
Przedruk w serwisie www.eksportuj.pl 3 października 2008 r.
Przedruk w portalu www.waluty.com.pl 4 października 2008 r.
Plan antykryzysowy Jerzego Krajewskiego
Polska wobec globalnego kryzysu – prezentacja Jerzego Krajewskiego na III Kongresie Zarządzania Należnościami
Plan antykyzysowy Grzegorza Kołodki
Kryzys może trwać nawet 5-7 lat
Rostwoski: nie wpędzę Polski w pułapkę zadłużenia
Rekordowy spadekP KB w strefie euro
Pesymistyczna prognoza KE w sprawie kryzysu
Prognoza Billa Grossa z 4 września 2008 r.
Pierwszy etap globalnego krachu
USA wchodzi w depresję, Chiny implodują
4 mld zł za zatrudnianie strażaków w firmach
Składki wpłacone do PTE realnie straciły na wartości
Jak zagraniczne banki ograły polskie firmy
Pistolet przy głowie polskich firm
Walutowe sidła banków komercyjnych
Największa piramida finansowa w historii
Grozi nam katastrofa finansowa
Niezależny ekspert nie uprawia propagandy
Politycy są inteligenti, a ludność głupia
Dyktatura wielkich knorporacji
Grozi nam katastrofa finansowa
Nie zdajemy sobie sprawy z powagi sytuacji
Kiedy zbankrutuje nasze państwo?
Politycy są inteligenti, a ludność głupia
Dyktatura wielkich knorporacji
Tesco bije w dostawców i klientów
Tesco obniży zyski polskich firm
Grozi nam katastrofa finansowa
Nie zdajemy sobie sprawy z powagi sytuacji
Kiedy zbankrutuje nasze państwo?
W USA nie ma małych prywatnych sklepów
Jeronimo Martins przejmie 210 sklepów Plusa
Jeronimo Martins – najgroźniejszy przeciwnik
Zakaz handlu w niedziele i święta w całej UE
Waltonowie – najbogatsza rodzina świata
Stany Zjednoczone Socjalistycznej Ameryki
Wal-Mart najcenniejszą marką świata
Amerykański rząd przejmie kontrolę nad AIG
Supermarkety licencjonowane jak telewizje
Supermarkety zamieniają wolnych ludzi w niewolników
Założenia ustawy o zrównoważonym rozwoju handlu
"Rzeczpospolia" broni interesów wielkich sieci supermarketów
Nikt nie bronił interesów małych i średnich firm
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie hipermarketów
Prezydent Portugalii otworzy tysięczną Biedronkę
Przykład PR wielkich sieci handlowych
Globokoncerny zagrożeniem dla demokracji
IKEA chce zbudować hipermarket koło Białegostoku
Regulamin Konkursu Gmina Przyjazna Biznesowi
Gmina Przyjazna Lokalnemu Biznesowi
Tesco bije w dostawców i klientów
Tesco obniży zyski polskich firm
W USA nie ma małych prywatnych sklepów
Jeronimo Martins przejmie 210 sklepów Plusa
Jeronimo Martins – najgroźniejszy przeciwnik
Zakaz handlu w niedziele i święta w całej UE
Waltonowie – najbogatsza rodzina świata
Stany Zjednoczone Socjalistycznej Ameryki
Wal-Mart najcenniejszą marką świata
Amerykański rząd przejmie kontrolę nad AIG
Protekcjonizm w UE to normalność
Supermarkety licencjonowane jak telewizje
Supermarkety zamieniają wolnych ludzi w niewolników
Założenia ustawy o zrównoważonym rozwoju handlu
"Rzeczpospolia" broni interesów wielkich sieci supermarketów
Nikt nie bronił interesów małych i średnich firm
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie hipermarketów
Prezydent Portugalii otworzy tysięczną Biedronkę
Przykład PR wielkich sieci handlowych