Urodziny Stanisław Wojciechowskiego
142 lat temu urodził się Stanisław Wojciechowski, drugi prezydent II RP. Był wybitnym działaczem ludowym i spółdzielczym oraz prawdziwym obrońcą demokracji i państwa prawa, człowiekiem z zasadami, który nie kolaborował z barbarzyńcami.
Jerzy Krajewski, redaktor naczelny "IBS.edu.pl" i Magazynu Przedsiębiorców "Europejska Firma" od 2008 r. czyni starania, by postawić w centrum Warszawy pomnik Stanisława Wojciechowskiego.
Jego starania są opisane w Magazynie Przedsiębiorców "Europejska Firma" nr 1/2011, który właśnie ukazał się. Kopia artykułu na ten temat jest pod adresem (UWAGA: to duży plik w formacie PDF, otwiera się nawet kilkadziesiąt sekund):
http://www.ibs.edu.pl/images/stories/Wojciechowski/str_43-47_super.pdf
Remigiusz Okraska o Stanisławie Wojciechowskim:
W swym pierwszym orędziu prezydenckim Stanisław Wojciechowski mówił 20 grudnia 1920 r.: „Rzeczpospolita swoją dostojność i moc czerpie przede wszystkim z cnót i pracy swoich obywateli. Proszę Boga Wszechmogącego i Ciebie, Narodzie Polski, abyśmy zdołali (…) zbudować jedną niepodzielną Rzeczpospolitą, silną miłością i pracą swoich obywateli (…). Żaden geniusz jednostki, żadna dyktatura bez was i za was tego nie zrobi. Zrobić to może zgodny wysiłek całego narodu”.
Radykał i tułacz
Urodził się 15 marca 1869 r. w Kaliszu, w niezamożnej rodzinie strażnika więziennego. Rozpoczął studia na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Uniwersytetu Warszawskiego i został członkiem słynnego „Zetu”, w którym aktywnie działał przez kilka lat, m.in. trafił do więzienia po niepodległościowej demonstracji 3 maja 1891 roku.
Po uwolnieniu wstąpił do Zjednoczenia Robotniczego, łączącego poglądy radykalno-związkowe z niepodległościowymi. Prowadził wśród robotników działalność oświatową, pomagał zakładać tzw. kasy oporu wśród budowlańców, tkaczy i piwowarów. Był współorganizatorem obchodów 1 maja w roku 1892. Wkrótce aresztowany, po zwolnieniu wyjechał do Zurychu. Poznał Edwarda Abramowskiego, z którym wkrótce udał się do Paryża. Tam zdobył fach zecera i został robotnikiem w drukarni. Podczas urlopu wziął udział w zjeździe założycielskim Polskiej Partii Socjalistycznej w listopadzie 1982 r. Po interwencji carskich urzędników u władz francuskich, zmuszono go do wyjazdu z tego kraju. Kolejny przystanek w tułaczce to Londyn.
Kilkakrotnie nielegalnie przyjeżdżał do Polski, m.in. w Wilnie stworzył podziemną drukarnię „Robotnika”, prowadził agitację wśród proletariatu Zagłębia Dąbrowskiego, brał udział w akcji propagandowej z okazji setnej rocznicy urodzin Mickiewicza. Pod koniec 1989 r. poślubił szkolną koleżankę Piłsudskiego, Marią Kiersnowską, zaprawioną w konspiracyjnej robocie. Pół roku później małżeństwo wyjechało zagranicę. Zecer Wojciechowski nie został statecznym mężem. W Londynie poznał słynnego teoretyka anarchizmu, Piotra Kropotkina, a na prośbę Piłsudskiego kupował broń dla bojowców PPS-u.
Rewolucja moralna
Wkrótce jednak rozstał się z tą partią – krytycznie oceniał skręt w lewo młodszego pokolenia działaczy, tj. przedkładanie postulatów socjalnych nad niepodległościowe, mierziła go także atmosfera walk frakcyjnych i zanik koleżeńskiego ducha. Utrzymywał kontakt jedynie z przyjacielem Piłsudskim i innymi „starymi druhami”. Cały czas pozostawał natomiast pod wpływem Abramowskiego i jego koncepcji „rewolucji etycznej”. Pisał: „(…) nowy ustrój musi poprzedzać rewolucja moralna, inaczej zmiana będzie powierzchowna. Z ludzi goniących za zyskiem nie może narodzić się sprawiedliwość społeczna; z natur niewolniczych nie mogą powstać instytucje wolnościowe”.
Do takich wniosków doszedł niezależnie od Abramowskiego, obserwując rzeczywistość. „Po aresztowaniach w Zawierciu dowiedziałem się, że główny agitator, do którego przywoziłem bibułę, miał pod Zawierciem małą cegielnię i wyzyskiwał wiejskich robotników, mimo że sam, jako tkacz, narzekał na wyzysk w fabryce i inicjował strajki o podwyższenie płacy” – wspominał. Ten i podobne przypadki oraz wcześniejsze doświadczenia „brutalizacji” PPS-u, pchnęły go w kierunku namysłu nad innymi niż rewolucja i walka klas sposobami zmiany porządku. .
Społem, czyli razem
28 sierpnia 1915 roku w Zakopanem Stefan Żeromski wygłosił odczyt „Literatura a życie polskie”. Mówił: „Podczas rozgwarów roku 1905 byłem obecny w małym pokoju na Chmielnej (…), gdzie czterej panowie (…) zakładali redakcję czasopisma »Społem!« z zamiarem szerzenia w kraju ruchu kooperacyjnego. Dzisiaj – ci sami jegomoście mają (…) ogromne społeczne zjawisko, kilkaset zorganizowanych kooperatyw spożywczych, sklepy i składnice centralne. Mają nade wszystko zastępy fanatycznych zwolenników wśród ludu, robotników, drobnomieszczaństwa i uświadomionej inteligencji, to znaczy – nową zorganizowaną siłę narodową”. Wspomniani „czterej panowie”, którzy stworzyli fundament nowoczesnej polskiej spółdzielczości, to oprócz Żeromskiego – Abramowski, Rafał Radziwiłłowicz i Stanisław Wojciechowski.
To w jego warszawskim mieszkaniu mieściła się redakcja tygodnika „Społem”. Ściśle związana z nią była pierwsza „centralna” organizacja spółdzielcza, Towarzystwo Kooperatystów, z Wojciechowskim w zarządzie. On sam, poza redagowaniem pisma, założył w znanym wydawnictwie Gebethnera i Wolffa „Biblioteczkę Społem” – tam opublikował swoje pierwsze dzieło, „Ruch spółdzielczy i rozwój jego w Anglii”. Wojciechowski poświęcił się głównie krzewieniu spółdzielczości spożywców. Był organizatorem jej pierwszego zjazdu w 1908 r., napisał kilka broszur instruktażowych, w 1911 r. został dyrektorem Związku Towarzystw Spożywczych – w roku 1913 zrzeszał on niemal 300 inicjatyw z 40 tysiącami członków, posiadał hurtownie, Dom Społem i spółdzielczą szkołę w Ołtarzewie.
W październiku 1913 roku, przemawiając na otwarciu spółdzielczej hurtowni na warszawskim Mokotowie, mówił: „(…) zwiedzając te składy, ujrzycie tylko artykuły spożywcze, śledzie, pieprz, kasze, to jednak nie one wypełniają treść wewnętrzną podjętej pracy (…). Związek nasz nie jest tylko przedsiębiorstwem handlowym, on jest instytucją społeczną. Celem Związku jest przeprowadzanie zasady sprawiedliwości, uczciwości i porządku (…); ma on być (…) nowym organem (…) służenia dobru powszechnemu. (…) Gdy na zjazdach mówimy, że nasz Związek ma się stać największym domem handlowym w Polsce, to nie o największy obrót towarowy tylko chodzi, ale o objęcie we wspólnej realnej pracy (…) jak największej liczby ludzi. (…) Mamy wśród siebie ludzi różnych warstw i partii (…) – i to jest nasz największy triumf. Polacy jednak mogą i umieją pracować społem!”.
Droga do Belwederu
Po wybuchu wojny za głównego wroga Wojciechowski uznał Niemcy. Z tego względu brał udział w prorosyjskim Komitecie Narodowym Polskim i zbliżył się do endecji. Jako działacz Centralnego Komitetu Obywatelskiego organizował pomoc dla ludności cywilnej. Po ofensywie niemieckiej, wraz z liderami Komitetu ewakuował się do Rosji, tam jednak represje po rewolucji październikowej uniemożliwiły działalność. W maju 1918 r. wrócił do Polski i zajął się odbudową spółdzielczości.
Z inicjatywy Piłsudskiego otrzymał w styczniu 1919 roku funkcję ministra spraw wewnętrznych w rządzie Paderewskiego. Było to bardzo trudne zadanie w kraju zniszczonym wojną, noszącym dziedzictwo zaborczego „rozbicia dzielnicowego” i pogrążonego w politycznym wrzeniu. Jedną z pierwszych decyzji Wojciechowskiego było zdelegalizowanie Komunistycznej Partii Robotniczej Polski jako antypaństwowej agentury sowieckiej.
Pozostał wierny ideałom socjalnym – przyspieszył wprowadzenie przepisów o działalności związków zawodowych. Zachowując stanowisko ministra w kolejnym rządzie – gabinecie Skulskiego, miał znaczny wkład w przyjęcie prospołecznej ustawy o obowiązkowym ubezpieczeniu na wypadek choroby.
Stanisław Wojciechowski w owym okresie został członkiem PSL „Piast”. W pierwszych wyborach prezydenckich był wspólnym kandydatem „Piasta” i środowiska piłsudczyków. Przegrał, lecz wkrótce objął najwyższy urząd w państwie – tragiczna śmierć Gabriela Narutowicza sprawiła, że tym razem większość Sejmu poparła Wojciechowskiego przeciwko kandydatowi prawicy.
Prezydentem był w bardzo trudnym okresie. To m.in. z jego inicjatywy powołano rząd Władysława Grabskiego, który dokonał reformy walutowej. Na prośbę prezydenta, Grabski w jej ramach starał się nie czynić oszczędności kosztem oświaty i sfery socjalnej. Wojciechowski podczas kadencji dbał o rozwój polskiego przemysłu i zaplecza surowcowego, o korzystne warunki działania własności spółdzielczej i komunalnej, a także o ubezpieczenia społeczne (Kasa Chorych) i warunki zatrudnienia (Inspekcja Pracy).
Do legendy przeszła jego skromność. Minister J. Skotnicki wspominał: „Wojciechowski wszystkiego sobie odmawiał, byleby oszczędzić skarb państwa, przypuszczał bowiem, że taki powinien być demokratyczny prezydent”.
Powrót do korzeni
Prezydenturę zakończył wskutek przewrotu majowego. Opowiedział się wówczas za demokratycznym Sejmem, a przeciwko swemu wieloletniemu przyjacielowi. Podczas słynnej rozmowy na warszawskim moście Poniatowskiego, oświadczył Piłsudskiemu, że uznaje jego akcję za bunt przeciwko państwu. Jednak w obliczu walk oraz destabilizacji sytuacji wewnętrznej, ustąpił z urzędu i oświadczył: „Wolę, by Polska była przez dziesięć lat pod rządami Piłsudskiego, niż przez sto lat w niewoli sowieckiej”.
Wrócił do popularyzowania spółdzielczości. Napisał cenione prace: „Ruch spółdzielczy”, „Historia spółdzielczości polskie do roku 1914” i „Spółdzielnie rolnicze”. Od 1929 r. wykładał o spółdzielczości w Wyższej Szkole Handlowej i Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, był też jednym z ekspertów Spółdzielczego Instytutu Naukowego. Dbał, aby ruch spółdzielczy funkcjonował ponad podziałami politycznymi i wyznaniowymi.
Był też jednym z twórców Stronnictwa Pracy. Na Kongresie Założycielskim mówił: „Demokratyzacji naszego życia politycznego powinna towarzyszyć demokratyzacja gospodarcza. Tutaj nie widzę potrzeby żadnej nowej doktryny, wystarczy mi całkowicie chrześcijański ideał społeczny, wywyższający świadomy wysiłek ludzki, pracę, ponad siłę środków materialnych – kapitał”.
Na marginesie
Hitlerowska okupacja mocno doświadczyła Wojciechowskiego. Jego syn Edmund, wraz z kolegami-adwokatami, zaprotestował przeciwko odebraniu Żydom uprawnień wykonywania tego zawodu. Został wówczas aresztowany, a następnie trafił do obozu zagłady w Auschwitz. Hitlerowcy oferowali jego uwolnienie w zamian za podpisanie przez ojca deklaracji lojalności wobec III Rzeszy. Stanisław Wojciechowski odmówił, syna zamordowano.
Przeżył Powstanie Warszawskie, po wojnie osiadł w podstołecznych Gołąbkach. Dożywał starości w zapomnieniu. Zmarł 9 kwietnia 1953 roku, pochowano go w rodzinnym grobowcu na Powązkach. Jak piszą Maria i Marian Marek Drozdowscy: „Nekrologii (…) były cenzurowane. Nie pozwolono poinformować (…), że zmarł współorganizator PPS (…) i były prezydent Rzeczypospolitej. (…) Na cmentarz przyjechali (…) funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa (…), gotowi do pacyfikacji ewentualnej demonstracji patriotycznej (…). Przed grobem stały trzy stojaki: jeden – z wieńcem od rodziny, drugi – z wieńcem od »Społem«, trzeci – na którym powinien znaleźć się wieniec od władz państwowych, był symbolicznie pusty”.
Remigiusz Okraska
Autor jest socjologiem, publicystą czasopism różnych opcji politycznych oraz redaktorem naczelnym dwumiesięcznika społeczno-politycznego „Obywatel”.
źródło: Polskie Radio
Majestat Rzeczpospolitej
Piłsudskiemu 12 maja 1926 r. nie w głowie aresztowanie czy straszenie Wojciechowskiego. Obu łączą wspomnienia wielu lat młodości spędzonych w pepeesowskiej konspiracji, pamięć zagrożenia przez carską ochranę. Marszałek jest dobrej myśli, liczy, że prezydent w końcu zdymisjonuje rząd Witosa. Przecież to Wojciechowski zabiegał o spotkanie na moście. Piłsudski i Wojciechowski stają naprzeciw siebie, w odległości kilkunastu metrów od swoich świt. Nie podają sobie rąk. „Stoję na straży honoru wojska polskiego”, zaczyna rozmowę prezydent. Słowa te wyprowadzają marszałka z równowagi. Łapie prezydenta za rękaw. „No, no, tylko nie w ten sposób!”, Piłsudski z nerwów chrypi zduszonym głosem. Wojciechowski strząsa jego rękę ze swojej i oświadcza: „Reprezentuję tutaj Polskę, żądam dochodzenia swoich pretensji na drodze legalnej, żądam kategorycznej odpowiedzi na odezwę rządu”. „Dla mnie droga legalna zamknięta. Panie prezydencie, niech mnie pan puści! Nic panu nie będzie!”, prosi marszałek. „To nie o mnie chodzi, tylko o Polskę”, odpowiada Wojciechowski. Piłsudski wymija prezydenta i podchodzi do szpaleru podchorążych. Prezydent zbliża się do dowodzącego podchorążymi mjr. Porwita: „Niech pan wykonuje otrzymane rozkazy”. Potem woła do podchorążych: „Żołnierze, spełnijcie swój obowiązek!”, wsiada do samochodu i odjeżdża.
źródło: Artykuł Włodzimierza Kalickiego pt. „12 maja 1926 r. Rozmowa” opublikowany w „Gazecie Wyborczej” 12 maja 2008 r.