Dobrze, że Polska został członkiem UE
Pięć lat temu nasz kraj przystąpił do Wspólnoty Europejskiej na dobrych warunkach traktatu nicejskiego. Popierałem tę akcesję. Polska gospodarka skorzystała na niej. Nawet politycy mają zasługi dla biznesu. Poprzednia koalicja znacznie ograniczyła podatek spadkowy, zmniejszyła stawki podatku PIT oraz niektóre stawki VAT, obniżyła składki rentowe, wprowadziła ulgę podatkową na dzieci i zmniejszyła biurokrację podatkową.
W oficjalnych raportach podkreśla się, że w ciągu 5 lat napłynęło do Polski z budżetu UE ponad 16 mld euro więcej niż wpłaciliśmy, w tym ponad 10 mld euro na dopłaty dla rolników. Chciałbym zwrócić wagę na inne efekty ekonomiczne. Trudniej je oszacować, ale były większe.
W ciągu ostatnich 5 lat znacznie wzrósł napływ inwestycji zagranicznych w Polsce. Jeżeli założymy, że każdego roku ten wzrost był o 3 mld dolarów wyższy dzięki akcesji, uzyskamy 15 mld dolarów napływu kapitału. Za te pieniądze powstał nowe fabryki i firmy, dziesiątki tysięcy nowych miejsc pracy. Kolejne miliardy dolarów zyskali więc pracownicy i budżety gmin (m.in. z podatków od nieruchomości) i państwa (z podatków dochodowych, VAT i akcyzy).
Do pracy za granicę wyjechało 2 mln polskich obywateli, którzy każdego roku transferują do kraju kilka miliardów dolarów zarobionych pieniędzy.
Banki, działające w Polsce, ściągnęły z zagranicy (głównie od spółek-matek) w ciągu ostatnich lat 115 mld zł więcej niż tam ulokowały. Pieniądze te zainwestowały w kredyty hipotecznie, konsumpcyjne i gospodarcze. Gdyby Polska nie była członkiem Unii nie ryzykowałyby aż tak wielkiej kwoty na inwestycje w Polsce.
Dzięki zniesieniu barier celnych nasze firmy mogły rozwinąć skrzydła w eksporcie.
Obciążenia konkurencyjności
Niestety, są też minusy gospodarcze akcesji. Wiążą się one głównie z wysokim standardami unijnymi dotyczącymi ochrony środowiska, co jest bardzo kosztowne. W tym kontekście szczególnie istotna jest kwestia pakietu klimatycznego.
W sprawie ocieplenia klimatu większość naukowców jest zdania, że wpływ ludzi na zmiany klimatyczne jest niewielki. Unijne elity chcą jednak wydać setki miliardów euro na walkę z ociepleniem. Jednym z celów jest zmniejszenie emisji dwutlenku węgla do atmosfery.
Wielkie koszty ma w związku z tym ponieść nasza gospodarka, której energetyka oparta jest na spalaniu węgla brunatnego i kamiennego.
Nasi przywódcy mieli możliwość zablokowania kosztowanego pakietu klimatycznego, bo na mocy traktatu nicejskiego Polska ma prawo weta. Niestety, nie zdecydowali się na taką obronę interesów naszej gospodarki. W rezultacie ceny energii elektrycznej dla biznesu wzrosły w ciągu ostatnich dwóch lat o 100 procent i będą rosły dalej.
Bilans gospodarczy akcesji jest mimo to nadal korzystny dla naszego kraju.
Unijne elity mają jednak dużo innych pomysłów niekorzystnych dla konkurencyjności europejskich firm. Nadmierne obciążenia naszych przedsiębiorstw świadczeniami społecznymi, normami ekologicznymi i prawami konsumenckimi sprawiają, że europejskie firmy przegrywają walkę na globalnym rynku z konkurentami z Chin, Indii, Malezji, Tajlandii, Wietnamu, Brazylii.
Prawdziwym sprawdzianem unijnego modelu gospodarczego będzie wielki kryzys gospodarczy początku XXI wieku. Jego początki pokazały, że model ten ma wiele elementów dysfunkcjonalnych. Spadki PKB w większości krajów UE są duże. Największa gospodarka niemiecka ma się skurczyć w 2009 r. aż o 6 procent.
Jako jeden z pierwszych w Polsce przewidziałem kryzys. W wrześniu 2008 r. napisałem, że czeka nas globalny krach.
W ciągu kilku miesięcy sprawdziło się prawie wszystko, co prognozowałem. Nie przypuszczałem tylko, że zagrożone banki zostaną znacjonalizowane, myślałem, że upadną. Kryzys jest jednak tak wielki, że politycy w USA i UE zdecydowali się ratować gospodarki i stabilność społeczną swoich państw zadłużając się na koszt przyszłych pokoleń.
Weszliśmy na globalny rynek
Gdybym był szefem światowego rządu podpisałbym się bez wahania pod apelem przeciw protekcjonizmowi.
Wolny rynek dobrze służy ludziom.
Dzięki niemu w ciągu ostatnich 20 lat od demontażu komunizmu w Azji i Europie setki milionów ludzi, szczególnie w Chinach i Indiach, wyrwało się z biedy, a dziesiątki milionów obywateli krajów byłego Układu Warszawskiego poprawiło poziom życia.
Obecny kryzys jest rezultatem wielu zjawisk. Jednym z ważniejszych jest właśnie wejścia na globalny rynek setek milionów pracowników z Chin, Wietnamu i krajów byłego Układu Warszawskiego.
To sprawiło, że dziesiątki milionów miejsc pracy w produkcji i usługach przeniesiono z USA, Europy Zachodniej, Japonii i Korei Południowej do krajów rozwijających się w Azji (Indie, Tajlandia, Malezja) i byłych krajów komunistycznych.
Na tym procesie skorzystała i korzysta również Polska.
Do wywołania kryzysu przyczyniły się też nieprawidłowości w zachodnich instytucjach finansowych. Część z nich była efektem nacisku polityków, by pobudzać popyt, m.in. za pomocą tanich, łatwo dostępnych kredytów hipotecznych i łatwo dostępnych, ale drogich pożyczek na kartach kredytowych. Największe błędy banki popełniły w USA.
Jesienią 2008 r. amerykańska gospodarka doszła do ściany – okazało się, że obywatele już dalej nie mogą zadłużać się. Popyt amerykańskich konsumentów był głównym silnikiem globalnej gospodarki. Gdy przestał działać, runęła w dół
Przyczyną obecnego krachu jest klasyczna nadprodukcja, trwające przez wiele lat naruszenia równowagi między popytem i podażą.
Wirtualne pieniądze
Popyt był w dużej części sztuczny, nakręcany przez kredyty, a zadłużali się obywatele i państwa. Kreowany był nie tylko przez dodruk papierowego pieniądza, głównie przez amerykańskie banki (to już prowadziło do stanu głębokiej nierównowagi między podażą i popytem).
Największym zagrożeniem okazały się jednak wirtualne papiery wartościowe tworzone przez specjalistów od instrumentów pochodnych głównie w amerykańskich bankach inwestycyjnych. Według amerykańskich szacunków wartość instrumentów pochodnych na rynku finansowym to 500-600 bilionów dolarów.
Te biliony dolarów są zapisane w aktywach wielu banków amerykańskich, europejskich, azjatyckich i arabskich. Większość z nich to bezwartościowe śmieci. Banki to tej pory ujawniły tylko ich część. Trudno oszacować, czy kilka, czy więcej procent.
Szefowie banków już wiedzą, że to śmieci, dlatego wielu z nich błaga państwa, czyli podatników o pomoc. Państwa są już jednak zadłużone po uszy, by ratować banki muszą drukować pieniądze, wypuszczać na rynek kolejne śmieci, choć mniej bezwartościowe niż derywaty. To za rok, dwa wywoła inflację i doprowadzi do dewaluacji dolara.
W wyniku tworzenia wirtualnych papierów napędzony został sztuczny popyt na domy, mieszkania, samochody i inne dobra na całym świecie. Banki udzielając kredytów na mieszkania, nie miały po drugiej stronie depozytów klientów, czyli papierowego pieniądza, tylko wykreowane papiery wartościowe, których wartość była znacznie zawyżona. Zawyżenie wartości tych papierów wzięło się ze sztucznie napędzonego wzrostu cen nieruchomości. Proces ten znacznie przyspieszył po obniżeniu stóp procentowych w USA na początku XXI wieku i rozluźnienia polityki kredytowej przez banki.
Mamy niezłych przywódców
Na naszych przywódców ostatnio jakoś specjalnie nie musimy narzekać, bo w gospodarce działają rozsądnie. Leszek Balcerowicz, jako prezes NBP, i inni członkowie Rady Polityki Pieniężnej, podwyższając stopy procentowe w 2000 r. mieli sporo racji, bo uratowali nas i nasze banki przed prawdziwą katastrofą finansową – przed wielką pułapką zadłużeniową.
Po spadku stóp procentowych banki komercyjne w latach 2004-2005 znacznie obniżyły marże kredytów hipotecznych, by rozbujać rynek mieszkaniowy w Polsce. Tańsze kredyty miały zwiększyć popyt na mieszkania, to miało przyczynić się do wzrostu cen mieszkań i zachęcić kolejne osoby do brania kredytów hipotecznych (trzeba jak najszybciej kupić mieszkanie, bo ich ceny szybko idą do góry). Taki mechanizm przez wiele lat działał w innych krajach wywołując boom na rynku mieszkaniowym i w całej gospodarce. Było to życie na kredyt. Banki na kredytach hipotecznych świetnie zarabiały. Aż przyszedł krach i wszystko posypało się. Bankrutami są nie tylko ludzie, ale również banki, a z nimi państwa, takie jak Irlandia, Łotwa czy Estonia.
W Polsce bankom komercyjnym zabrakło czasu na wpędzenie nas w pułapkę zadłużeniową. W 2008 r. ściągnęły z zagranicy 90 mld zł i zainwestowały głównie w kredyty hipoteczne i konsumpcyjne. W 2009 r. przetransferowałaby pewnie ponad 100 mld zł, gdy nie to, że przyszedł kryzys i wszyscy dostrzegli, że kredyty hipoteczne to nie jest maszynka do zarabiania pieniędzy, że wiąże się z nimi ryzyko dla banków i klientów.
Gdyby Rada Polityki Pieniężnej nie podwyższyła stóp w 2000 r., dziś wielkie kłopoty z kredytami miałyby nie tylko banki, ale setki tysięcy polskich rodzin i firm.
Nawet politycy mają w naszym kraju zasługi dla biznesu. Koalicja PiS, Samoobrona, LPR znacznie ograniczyła podatek spadkowy (w kręgu najbliższej rodziny zniosła go), zmniejszyła stawki podatku PIT oraz niektóre stawki VAT, obniżyła składki rentowe, wprowadziła ulgę podatkową na dzieci (tu brawa dla LPR, która wspólnie z PO, podwoiła tę ulgę) i zmniejszyła biurokrację podatkową (np. nie trzeba już co miesiąc składać deklaracji PIT 4 i CIT, wystarczy raz w roku). Koalicja PO-PSL chce o połowę obniżyć opłaty pobierane przez Powszechne Towarzystwa Emerytalne. Reformuje KRUS. Nie zamierza też nadmiernie zwiększać deficytu budżetowego, co jest ważne, bo dług publiczne jest już duży.
Wzrost pozycji w świecie
Nasza gospodarka, dzięki niższym płacom, zyskała i zyskuje na przepływie miejsc pracy z Europy zachodniej, Korei, Japonii i USA. Biznes w Polsce jest mocno zdywersyfikowany. Fabryki mamy nowoczesne i wydajne. Przedsiębiorców aktywnych, kreatywnych, odważnych i skutecznych. System bankowy zdrowy, choć problemy mogą ujawnić się w przyszłości. Społeczeństwo dość odporne na populistyczną demagogię, bo już przeszło etap zachłyśnięcia się nią, i mało zadłużone.
W III kwartale 2009 r. recesja przyjdzie do Polski, ale nie będzie tak głęboka jak w Japonii, USA, Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Francji. Być może globalni inwestorzy zrozumieli to, dlatego rosną kursy akcji na giełdzie w Warszawie, a złoty wzmacnia się. Po kryzysie pozycja Polski na międzynarodowej arenie wzmocni się. Ucierpimy bowiem mniej niż inne kraje wysoko rozwinięte.
Trudno uniknąć protekcjonizmu
Z punktu widzenia interesów Polski protekcjonizm nie jest dobry. Nasz kraj korzysta bowiem na tym, że zagraniczne koncerny budują u nas fabryki i tworzą centra usługowe. W ostatnich kilku latach liczba realnych miejsc pracy (w efektywnych firmach, a nie administracji) w Polsce zwiększyła się.
Dobrze, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej, wielkiego obszaru celnego. To unijne władze podejmują decyzje o ochronie unijnego rynku przed zagraniczną konkurencją. Liberałowie, np. Vaclav Klaus, zżymają się na wprowadzanie ceł, np. chroniących rynek UE przed tanimi świecami z Chin.
Protekcjonizm na Zachodzie będzie jednak narastał. Wyborcy tracący pracę i biedniejący z dnia na dzień zmuszą władze do stawiania kolejnych barier. Znajdą się politycy, którzy postawią na protekcjonizm i zyskają poparcie obywateli.
W Komisji Europejskiej są już zwolennicy protekcjonizmu. Gdy kryzys będzie narastał, będą tworzyli nowe bariery celne i administracyjne. Polskie firmy będą przez te bariery chronione.
Zasady wolnego handlu są mi bliskie. Uważam jednak, że zachowując je, można lekko, administracyjnie wspierać lokalne podmioty gospodarcze – banki spółdzielcze, spółdzielnie oraz małe i średnie firmy. Pomogłoby im na przykład administracyjne hamowanie ekspansji super- i hipermarketów w małych miastach. Jedno miejsce pracy w supermarkecie oznacza bowiem utratę kilku miejsc pracy w małych i średnich firmach handlowych i produkcyjnych.
Przydałoby się też blokowanie ekspansji globokoncernów finansowych w naszym państwie oraz wsparcie dla banków spółdzielczych, np. przez preferowanie ich przez samorządy i firmy państwowe przy wyborze dostawcy usług finansowych.
Czy to jest protekcjonizm? W pewnym sensie tak. Obecnie najcenniejszą rzeczą na świecie są realne miejsca pracy w biznesie. Trzeba więc je chronić, zachowując elementarne zasady wolnego handlu.
Jerzy Krajewski
źródło: Magazyn "Europejska Firma" nr 1/2009, www.europejskafirma.pl
Więcej na ten temat:
Celne opinie Ogiffo z blogu Piotra Kuczyńskiego
ogiffo | 2009-05-26 17:17 | IP: 78.8.140.*
Obniżenie składki rentowej jest szczególnie korzystne właśnie dla gorzej zarabiających, a nie dla mitologicznych bogatych. Ci przecież płacą niski ZUS jako przedsiebiorcy lub wpadają w pułap 2.5-krotnych zarobków bez dodatkowych atrakcji ZUS. Nawet nie można mówic o pośredniej uldze bogatym bo w warunkach złej koniunktury koszty zwiększonego ZUSu bez problemu przerzuciliby na pracowników.
Zatem obniżenie składki rentowej jest silnym bodźcem prokonsumpcyjnym.
Krzywa Laffair’a oczywiście nie działa tak jakby chciał J.K.Mikke, ale trochę jednak działa.
Akurat w przypadku przychodów ZUS na razie działa!!!!
Natomiast 40% stawka PIT urągała jakiejkolwiek sprawiedliwości. To była czysta grabież i bandytyzm na tych którzy to płacili. To że podobnie bandyckie zwyczaje panują w wielu krajach (zazwyczaj kosztem niskiego rozwoju, bo sekowanie najaktywniejszych i najlepszych na dobre nie wychodzi) to przykre ale nie warte naśladowania. Przeszkadzała także w przyciąganiu inwestycji zagranicznych bo koszty managmentu są dla inwestorów istotne, a managera interesuje zarobek netto. Zatem kraje o niższej skrajnej stawce podatkowej wyglądają bardziej zachęcająco.
W tej swojej chwalebnej trosce o słabszych proszę o zapamiętanie że powolny rozwój kraju zawsze jest najdokuczliwszy dla najsłabszych. Szwed z dołów drabiny społecznej (dolny kwintyl) przez ostatnie dwie dekady poprawił swoje realne dochody zaledwie o 10%.
A tak się o niego troszczono. W krajach olewających najsłabszych ich zarobki wzrosły na ogół znacznie więcej. Żeby nie wychodzic z Europy posłużmy sie Irlandią – wzrost 300%.
W przyrodzie nieznane są przypadki żeby kraje o wysokich podatkach szybko się rozwijały.
To trochę dramatyczne nieporozumienie że “przyjaciele ludu” de facto są wrogami najsłabszych.
ogiffo | 2009-05-27 9:25 | IP: 78.8.134.*
W pańskim story człek oszczędny jawi się jako Schwarzcharakter. Przecież jeśli tak ważne jest aby natychmiast wszystko co zarobione wydac dla podtrzymania konsumpcji jako najważniejszego składnika pkb to ludzie oszczędni jawią się jako szkodniki.
Typowo keynesowska ekonomia na kilka chwil. W dodatku sprawdzająca się niemal wyłącznie w USA gdzie mają (mieli?) możliwości zasysania oszczędności z całego świata.
Ale w normalnym kraju (tzn. nie w hegemonie USA) ludzie oszczędni są potrzebniejsi niż wydawacze bo to dzięki nim są inwestycje dające rozwój na dłużej niż tylko na krótko (i to kosztem długu).
Oszczędnością i pracą społeczeństwa się bogacą. A nie redystrybucją i deficytami.
A propos argumentów siły to już cesarz Franciszek mawiał: Gegen Sozialisten helfen nur Soldaten (Przeciw socjalistom pomagają tylko żołnierze – w prostym tłumaczeniu. J.K.).
Najcenniejsze są realne miejsca pracy
Po kryzysie pozycja Polski w świecie wzmocni się
Wspierajmy się nawzajem w kryzysie
Chiny mają 1,9 biliona dolarów rezerw walutowych
Jak media oszukują w sprawie OFE
Przeciw globokoncernom handlowym
Stało się – 752 pkt na S&P500 przełamane
Czeka nas globalny krach – tekst z 24 września 2008 r.
Jak przetrwać kryzys – tekst z 27 września 2008 r.
Przedruk artykułu w "Gazecie Finansowej" 2 października 2008
Przedruk w serwisie www.eksportuj.pl 3 października 2008 r.
Przedruk w portalu www.waluty.com.pl 4 października 2008 r.
Plan antykryzysowy Jerzego Krajewskiego
Polska wobec globalnego kryzysu – prezentacja Jerzego Krajewskiego na III Kongresie Zarządzania Należnościami
Plan antykyzysowy Grzegorza Kołodki
Kryzys może trwać nawet 5-7 lat
Rostwoski: nie wpędzę Polski w pułapkę zadłużenia
Rekordowy spadekP KB w strefie euro
Pesymistyczna prognoza KE w sprawie kryzysu
Prognoza Billa Grossa z 4 września 2008 r.
Pierwszy etap globalnego krachu
USA wchodzi w depresję, Chiny implodują
4 mld zł za zatrudnianie strażaków w firmach
Składki wpłacone do PTE realnie straciły na wartości
Jak zagraniczne banki ograły polskie firmy
Pistolet przy głowie polskich firm
Walutowe sidła banków komercyjnych
Największa piramida finansowa w historii
Grozi nam katastrofa finansowa
Niezależny ekspert nie uprawia propagandy
Politycy są inteligenti, a ludność głupia
Dyktatura wielkich knorporacji
Grozi nam katastrofa finansowa
Nie zdajemy sobie sprawy z powagi sytuacji
Kiedy zbankrutuje nasze państwo?
Politycy są inteligenti, a ludność głupia
Dyktatura wielkich knorporacji
Tesco bije w dostawców i klientów
Tesco obniży zyski polskich firm
Grozi nam katastrofa finansowa
Nie zdajemy sobie sprawy z powagi sytuacji
Kiedy zbankrutuje nasze państwo?
W USA nie ma małych prywatnych sklepów
Jeronimo Martins przejmie 210 sklepów Plusa
Jeronimo Martins – najgroźniejszy przeciwnik
Zakaz handlu w niedziele i święta w całej UE
Waltonowie – najbogatsza rodzina świata
Stany Zjednoczone Socjalistycznej Ameryki
Wal-Mart najcenniejszą marką świata
Amerykański rząd przejmie kontrolę nad AIG
Supermarkety licencjonowane jak telewizje
Supermarkety zamieniają wolnych ludzi w niewolników
Założenia ustawy o zrównoważonym rozwoju handlu
"Rzeczpospolia" broni interesów wielkich sieci supermarketów
Nikt nie bronił interesów małych i średnich firm
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie hipermarketów
Prezydent Portugalii otworzy tysięczną Biedronkę