Czarne prognozy analityków finansowych
"Tylko lata, jeśli nie miesiące, dzielą nas od ostatecznego upadku zachodniego modelu gospodarki", przeczuwa Egon von Greyerz. "Nie pytaj, kiedy rządy splajtują, ale jak…", uważają ekonomiści banku Morgan Stanley.
"Puls Biznesu" przedstawia czarne prognzy analityków finansowych, zajmujących się globalnymi trendami.
Nie będzie podwójnego dna, ale coś znacznie gorszego – wieszczy Egon von Greyerz, założyciel szwajcarskiego Matterhorn Asset Management.
Tylko lata, jeśli nie miesiące, dzielą nas od ostatecznego upadku zachodniego modelu
gospodarki, przeczuwa von Greyerz. Stosunki panujące w społeczeństwie amerykańskim są wypaczone do granic, co sprawia, że obecna sytuacja, o ile się utrzyma, będzie źródłem niepokojów społecznych na masową skalę.
Jak podkreśla von Greyerz, centralną jednostką społeczeństwa przestała być rodzina, a największe zyski osiąga całkowicie bezproduktywny sektor finansowy. Zarobki szefów korporacji w ciągu 40 lat osiągnęły nieprzyzwoite poziomy, podczas gdy w tym samym czasie realne pobory przeciętnego Amerykanina nie wzrosły, a iluzję wzrostu zamożności daje wyłącznie finansowanie coraz wyższej konsumpcji nowymi długami.
Zdaniem von Greyerza, cały wzrost gospodarczy zachodniego świata ostatnich 40 lat finansowany był kredytami, które teraz będzie trzeba spłacić. Uniemożliwi to jednak pogarszająca się sytuacja gospodarcza, która sprawi, że portfele kredytowe banków staną się bezwartościowe.
Nie pytaj, kiedy rządy splajtują, ale jak…
Tradycyjnych plajt raczej nie będzie. Ale manipulowanie przy inflacji albo sprzedawanie obligacji po zaniżonych cenach — czemu nie?
Na naszych oczach kończy się epoka, kiedy inwestowanie w papiery skarbowe było bezpieczną operacją. Kraje rozwinięte są tak zadłużone, że wkrótce nie będą w stanie regulować swoich zobowiązań — tak przynajmniej uważają ekonomiści banku Morgan Stanley.
Opublikowali wczoraj raport pod wiele mówiącym tytułem "Nie pytaj, kiedy rządy splajtują, ale jak".
Poziom zadłużenia niektórych zachodnich państw można zobaczyć pod adresem:
— Nie oczekujemy pełnych, oficjalnych bankructw w państwach rozwiniętych. Jednak obecna rentowność obligacji daje inwestorom bardzo małą ochronę przed sytuacją tzw. opresji finansowej, niezależnie od tego, jaką formę ona przyjmie — twierdzi Arnaud Mares.
Nasz komantarz: Dyskusja na pb.pl
Jerzy Krajewski, Prognozowałem ten upadek dwa lata temu 27.08.10 09:20
W artykule "Czeka nas globalny krach gospodarczy", który opublikowała m.in. "Gazeta Finansowa" i serwis Gepardy Biznesu.
Rządu już nie mają jak ratować gospodarek, bo i im skończyły się możliwości dalszego zadłużania.
Rządy mogły pozwolić na bankructwa banków jesienią 2008, co wyczyściłoby trochę gospodarkę i spadalibyśmy w przyszłości z niższej wysokości.
Problemy są jednak wielkie.
Po 40 latach życia na kredyt, trudno wrócić do zdrowej gospodarki.
Szczególnie, że politycy siedzą w kieszeniach globokoncernów finansowych, handlowych i produkcyjnych.
Czekają nas ciężkie czasy.
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski
Dante 27.08.10 09:46
Panie Jerzy Krajewski
Pan prognozował ten upadek 2 lata temu, a tu globalny wzrost PKB pomiędzy połową roku 2009, a połową 2010 wyniósł jakieś 4-5 proc. Ładny mi upadek???
Pisze Pan: „Rządy już nie mają jak ratować gospodarek, bo i im skończyły się możliwości dalszego zadłużania.”, a Japonia jakoś ma 200 proc. zadłużenie w stosunku do PKB i jakoś żyje. Wolno, bo wolno, a jednak średnioroczny wzrost notuje na poziomie ok. 1 proc. na przestrzeni ostatnich lat.
Co do skończenia tych możliwości to usłyszy Pan:
-już za kilka dni o nowym pakiecie stymulacyjnym w Japonii
– za kilka/kilkanaście tygodni o nowym pakiecie stymulującym gospodarkę chińską
– w październiku- może?-, że deficyt budżetowy USA nie był tak wielki jak się spodziewano
Pisze Pan; „Rządy mogły pozwolić na bankructwa banków jesienią 2008, co wyczyściłoby trochę gospodarkę i spadalibyśmy w przyszłości z niższej wysokości.”
Pan jako bankowiec wie, że w bankach ( nie tylko w SKOK-ach) ludzie trzymają pieniądze- Pan, ja, Pani itp.
Ja mam pytanie, kto niby miałby zrekompensować „wyparowanie oszczędności” setek mln ludzi na świecie? Proszę mi powiedzieć, co by się stało gdyby zbankrutowało tak np. 10 banków o aktywach rzędu 1,5-2 bln USD? Proszę mi powiedzieć, czy po upadku tych np. 10 banków nie byłoby efektu domina i następne setki na dno? No chyba, że SKOK-i by przetrwały.
Jerzy Krajewski, Globalny krach został odsunięty w czasie 27.08.10 11:35
@ Dante
Ten globalny krach został odsunięty w czasie przez rządy, które zdecydowały się za kredyty zaciągnięte na koszt naszych dzieci i wnuków ratować chore banki.
We wrześniu 2008 r. myślałem, że wiele banków w USA upadnie, co oczyści przedpole.
Po amerykańskich bankach upadłoby trochę banków w Europie i na innych kontynentach.
Miliony ludzi straciłoby trochę pieniędzy.
To musiałoby wywołać globalną recesję.
Amerykańscy politycy postawili jednak na socjalizm i ratunek dla banków.
Nie spodziewałem się tego po nich.
Dla władzy politycy gotowi są wyrzec się wszelkich zasad.
Uratowali skóry bogatym właścicielom banków, a zapłacą za to miliony biednych dzieci i wnuków Amerykanów i Europejczyków.
Nie jestem w stanie ocenić, jak długo jeszcze można oszukiwać reguły ekonomii.
Mamy do czynienia z klasycznym globalnym kryzysem nadprodukcji.
Podaż zdecydowanie przeważa nad popytem. Moce produkcyjne są wielkie. Chiny mogą tanio wyprodukować wszystko.
Zachodni robotnicy nie są globalnej gospodarce potrzebni.
To napędza i napędzi bezrobocie na Zachodzie.
To grozi też deflacją w wielu zachodnich mocarstwach gospodarczych w niedługim czasie, ale w kryzysie może też wybuchnąć inflacja.
Zachodnim rządom spadną wpływy podatkowe, a zwiększą się wydatki budżetowe.
Zachodnie gospodarki znowu zaczną się zwijać.
Chiny, Indie i Brazylia bez zachodniego popytu też wpadną w kłopoty.
Japonia również odnotuje spadek PKB.
Trandy są tak silne, że żaden polityk nie jest w stanie się im przeciwstawić.
Zachodnie życie na kredyt kończy się.
Jawne długi zachodnich rządów (z Japonią) to kilkanaście bilionów dolarów.
Ukryte zobowiązania zachodnich rządów (z Japonią) wobec emerytów i rencistów idą w dziesiątki bilionów dolarów.
Te długi przywalą zachodnie gospodarki.
Chiny, Indie i Brazylia nie są w stanie uratować globalnej ekonomii.
Nie wiem, co będzie po kryzysie.
Politycy, ratując banki na koszt dzieci i wnuków, pokazali, że są nieobliczalni.
Trzeba dbać o lokalne firmy i banki oraz lokalne SKOK-i, o interes kraju.
Może perspektywa depresji w USA i wielkiego kryzysu na całym świecie zmusi polski rząd do racjonalnego działania – do likwidacji OFE, co obniży oficjalny dług o 200 mld zł, zmniejszy potrzeby pożyczkowe państwa o 30 mld zł rocznie i zredukuje koszty obsługi długu państwa o 3-4 mld zł rocznie.
Również firmy i banki powinny zachowywać się rozsądnie – przygotowywać się na ciężkie czasy.
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski
Dante 27.08.10 12:29
Panie Jerzy Krajewski
Przyznaję, że miał Pan rację 2 lata temu odnośnie znacznego zaostrzenia kryzysu. Trochę miał Pan szczęście ze zgodą Hanka Paulsona na upadek Lehmana. Przyznaję, że dobrze Pan przewidział 2 lata temu osłabienie walut lokalnych i wzmocnienie USD, jena , euro.
Pomylił się Pan jednak, co do długości tego ostrego kryzysu. Odrzucił Pan możliwość wejścia globalnych gospodarek w ożywienie w połowie 2009 r. i możliwość zmiany trendu na giełdach na wiosnę 2009. A to było prawie tak pewne jak 2+2=4. Nawet przed zgodą na upadek Lehmana.
Tak nawiasem mówiąc, H. Paulson kilka miesięcy temu przyznał, że gdyby wiedział jakie będą tego skutki, to może by się na to nie zdecydował. Obarczył w swym tekście destrukcyjną rolę mediów w spotęgowaniu kryzysu. Tłumaczył to tym, ze akurat w tym momencie odeszło wielu starszych komentatorów, którzy przeżyli niejeden kryzys, a zastąpili ich młodzi niedoświadczeni komentatorzy z pierwszym kryzysem jakie doświadczyli.
Ale do meritum. Świat (budżety) miał po wojnie (II) o wiele większe zadłużenie, które udało się mocno zredukować dopiero po 15 latach. Świat od Wielkiej depresji stosuje politykę antycykliczną i jest rzeczą oczywistą, że dług publiczny rośnie w takim okresie. Jest oczywiste, że istnieje zależność pomiędzy recesjami, inflacją, stopami proc. z jednej strony, a deficytami budżetowymi z drugiej strony, ale to zmienne ekonomiczne powodują deficyty, a nie odwrotnie. Nie ma dowodów na to, że wysokości deficytów mają istotny wpływ na aktywność gospodarczą-vide ostatni kryzys, czy prezydentura R. Reagana. Jak Reagan zwiększył dług brutto USA. Teraz to mały pikuś, a efekty były dobre. Długookresowe oczywiście.
Panie Krajewski, obecne koszty fiskalne stymulowania gospodarek to ok. 4 proc. PKB. Dla porównania poprzedni okres spowolnieni w latach 2000-5 kosztował 12 pkt. proc. w grupie G7. W latach 70-tych straty fiskalne sięgały 8,2 proc. dla krajów rozwiniętych i aż 14,3 proc. PKB dla krajów rozwijających się.
Drzemy szaty, że rządy udzieliły systemowi finansowemu pomoc. Przecież banki w USA zwróciły już ponad 70 proc. pomocy w ramach TARP. Wartość udziałów rządu W. Brytanii w Lloyds i RBS są obecnie więcej warte po cenie rynkowej od włożonego kapitału. Drzemy szaty, że rządy udzieliły tymczasowej pomocy bakom, którą zresztą odzyskają i to z zyskiem ( nie mówiąc, że banki maja już spore zyski od których płacą podatki), a jakoś cicho nad permanentną pomocą dla rolnictwa, której nigdy się nie odzyska. A ile to PKB tworzy rolnictwo, a poszły tam już biliony.
Mamy zalew złych wiadomości, koniec świata, drugie dno, a przecież to, że spowolnienie w gospodarce USA nastąpi w okolicach połowy 2010r. było już wiadomo pod koniec stycznia, po publikacji wzrostu PKB w IV kw. 2009 w USA. Takie są cykle, jak 2+2.
Jerzy Krajewski, Zarabiałem pieniądze 27.08.10 13:18
@ Dante
Nie zarabiam na komentowaniu, lecz PR.
W 2009 r. skupiłem się na swoim biznesie.
Choć przyznaję, że znaczne wzrosty na giełdzie wiosną 2009 r. zaskoczyły mnie.
A co do globalnych trendów.
Ten kryzys jest inny niż poprzednie.
Zachód dawno nie był w tak poważnych tarapatach.
Szczególnie niepokojące są trendy demograficzne i życie na kredyt.
Zobaczymy, jak głębokie będzie spowolnienie w USA w latach 2010-2011.
Co do wspierania rolnictwa – też mam wątpliwości.
Choć z drugiej strony, trendy są takie, że brakuje pracy na Zachodzie. Dopłaty do rolnictwa funkcjonują trochę jak zasiłki dla bezrobotnych, mają pomóc utrzymać spokój społeczny.
W Polsce wynagrodznia są niski, więc gospodarka jakoś się trzyma.
Choć pakiet stymulacyjny też był wysoki.
Zafundował go nam PiS, zmniejszjąc PIT i składki rentowe.
Obecny rząd już nic nie musiał robić, chwalił się tylko zieloną wyspą na kredyt, którą na koszt naszych dzieci i wnuków zafundował nam PiS, a właściwie Zyta Gilowska.
Problemy pojawią się, gdy spowolnienie w USA będzie duże. A na to wygląda.
Nie wiemy też, jakie jeszcze niewypały drzemią w bilansach wielkich banków.
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski
Dante 27.08.10 14:11
Panie Jerzy Krajewski
Obaj posługujemy się parametrami ekonomicznymi, chociaż w wielu szczegółach interpretujemy je różnie.
W ekonomii, a więc w gospodarce, a więc na rynkach 70-80 proc. zdarzeń jest przewidywalnych. Czy trudno sobie było wyobrazić na początku roku, że banki centralne np. w Chinach, Indiach, czy Kanadzie w ciągu kilku następnych miesięcy będą zastrzały politykę monetarną? Czy trudno było sobie wówczas wyobrazić, że LBCh zgodzi się na ograniczoną aprecjację juana? Pozwoliłem sobie wyrazić opinię ( w styczniu), że dokona on tego, w zakresie 2-4 proc., do końca wiosny- ogłosił to 19 czerwca.
Od roku –z dużym przybliżeniem- można było ze znacznym wyprzedzeniem określić jakie będzie tempo wzrostu w USA, UE, Chinach, Indiach, Brazylii itp. Spowolnienie w USA w połowie roku było też logiczne, przy jednoczesnym przyspieszeniu w UE i W. Brytanii. Od tego są wskaźniki wyprzedzające i dane obrazujące obecną koniunkturę.
Teraz czekamy na drugi odczyt PKB w USA. To jest duża zagadka, bo tym razem jedne dane wskazują na kontynuację ożywienia, inny na pojawienie się zadyszki już w połowie maja. Stąd tak skrajne prognozy od wartości ujemnej do wartości ponad plus 3 proc. Nawet jednak gdyby do był spadek, to było by to zjawisku naturalne w takim cyklu. I nie przekreśla ono kontynuacji ożywienia w przyszłości.
Panie Krajewski mamy zjawisko przesuwania się rozwoju gospodarczego na południe- Chiny, Indie, Brazylia itp., ale te kraje w przyszłości staną się konsumentami dóbr i usług, nie tylko producentami. Już w Chinach mamy kilkanaście tys. strajków w I połowie roku. Już średni zarobek robotnika to 197 USD, co przy dwukrotnie większej sile nabywczej juana, daje ok. 400 USD.
A czy zachód tak na tym traci? Miejsca pracy to tak, ale zyski firm to już nie. Z 200 największych eksporterów w Chinach ponad 150 to firmy z kapitałem zagranicznym ( z USA, Japonii, UE). Gdyby zacząć mierzyć wzrost BNP, czyli dodać dochód netto z własności z zagranic, to okazało by się jak USA, Japonia, Europa korzysta na wzroście PKB w Azji i Ameryce Łac.
Upadek zachodu? A Australia? Przez 20 ostatnich lat średnioroczny wzrost PKB to 3,4 proc. Spadek bezrobocia z 10 do ok. 5 proc., ani jeden rok recesyjny i tylko dwa kw. ujemne. Nawet z tym kryzysem. Czy to upadek zachodu?
Przeżyliśmy najazd szwedzki, przeżyjemy i to.
Pozdrowienia.
PS. Rynki spadają nie z powodu spowolnienia w USA, bo to wiedziały pół roku wcześniej, ale z powodu ograniczania bilansów baków centralnych. Ja np. brałem pod uwagę- obecnie raczej nierealną i tu pomyłka- nawet możliwość podwyższenia stóp w USA do końca lata. Ale chyba nie tylko ja się ze zbliżaniem podwyżki stóp liczę. Część gubernatorów Fed przybiera piórka jastrzębi.
Jerzy Krajewski, Zyski zachodnich firm rosną, ale coraz więcej obywateli Zachodu popada w biedę 27.08.10 16:32
Następuje oligarchizacja gospodarki.
To groźne dla demokracji.
Serce Zachodu bije w Europie i USA.
Australia to peryferia i mały ludnościowo kraj – 22 mln obywateli. Korzysta na rozwoju rejonu Pacyfiku.
Serce Zachodu bije coraz wolniej. Starzeje się. Straciło pewność siebie. Zaczyna mu brakować nadziei.
Prądy kulturowe rozbiły instytucję rodziny.
W Hiszpanii bezrobocie wśród młodych ludzi wynosi 40 proc.
2 mln młodych Polaków musiało za chlebem wyjechać do innych krajów.
Choć nasz kraj na tle reszty Zachodu wygląda jeszcze całkiem nieźle.
Obserwuję złe trendy i je krytykuję.
Ala w sumie jestem dumny z Polski i Polaków.
Szczególnie z polskich przedsiębiorców. To oni ciągną nasz kraj. To dzięki ich pracy i zapobielgliwości mamy zdywersyfikowaną gospodarkę.
I z polskich pracowników, którzy są bardziej odpowiedzialni niż koledzy w innych zachodnich krajach.
Polskich polityków potrafię brutalnie krytykować, ale też mają więcej rozsądku niż ich koledzy z innych zachodnich krajów.
Wierzę, że przeżyjemy również to kolejne spowolnienie gospodarcze.
Warto jednak myśleć, by droga przez kryzys była jak najmniej bolesna dla jak największej liczby polskich obywateli.
Pozdrawiam
Jerzy Krajewski
Dante 27.08.10 19:
Panie Jerzy Krajewski
Nie bez kozery wspomniałem o Australii, bo to kraj który należy do tzw. wysoko rozwiniętych . To nic, że jest niewielki w porównaniu do USA, Japonii, czy Niemiec, ale to i tak jedna z większych gospodarek. Ten kraj może być modelowy dla innych z tzw. zachodu. 20 lat temu popadł w poważne tarapaty w związku z kryzysem w Japonii, od której był mocno uzależniony. Australia dokonała jednak błyskawicznych reform. Wprowadziła płynny kurs dolara, uelastyczniła rynek pracy, wbrew obawom otworzył swoją gospodarkę na konkurencję, a rynek pracy na emigrantów i zreformowała system finansowy.
Banki ( ubezpieczenia i finanse)Australii nie potrzebowały teraz żadnej pomocy, a ich udział w PKB wzrósł z 7 do blisko 11 proc.
Efekty przeszły najśmielsze oczekiwania. Ilość osób pracujących wzrosła z niecałych 8 mln do 11,2 mln obecnie ( 3,5 mln nowych miejsc pracy w 20 lat w tak mały kraju!!!), udział inwestycji wzrósł z 10 proc. w PKB, do 17 proc. Oszczędności netto ludności i firm( różnica pomiędzy zadłużeniem, a depozytami) wzrosła z 0 do 4 proc. Powie Pan, ze Australia ma szczęście, bo ma surowce, ale wzrost udziału górnictwa w PKB to z 5 proc. w 1990 r. do 7,7 proc. w 2009r. Nie tylko to więc zaważyło na sukcesie.
Australia otworzyła się na Azję, Polska też powinna otwierać się na Azję i Amerykę Łac., bo tam leży klucz do przyszłości. Od 3 lat to wspominam, ale…, no cóż śmiechy, że „słońce Peru”.
Ma Pan rację, że w ostatnich latach wzrasta rozwarstwienie w dochodach. Realne opodatkowanie najzamożniejszych w USA w ostatnich latach spadło wyraźnie. Kryzys wziął się stąd, że jedni ( jakieś 10 proc.) mieli coraz więcej gotówki do upłynnienia, a drudzy –te 90 proc.- nie nadążali z dochodami za wzrostem nominalnym PKB. Tylko, że aspiracje- zresztą słuszne- pozostały. Jedni więc udzielali kredytów na potęgę, drudzy je brali na potęgę. Efekt znamy. Świat zachodni musi sobie z tym poradzić, z rajami podatkowymi itp. Może woli jeszcze nie ma, ale zostanie do tego zmuszony.
Może też nie gońmy tak za zwiększaniem wydajności. Właśnie w Australii największy wkład w najlepszy okres w gospodarce od 100 lat ( te ostatnie 20 lat) miała praca i kapitał, a nie wydajność.
Także Chiny muszą zmienić swoją strategię podażowo-popytową. Boją się uwolnić kurs juana, bo boją się załamania eksportu, ale wcześniej, czy później do tego dojrzeją. I wcale nie pod presją USA, czy UE. Zmusi ich inflacja i gigantyczny wzrost kredytów. Najlepszym sposobem jest zgoda na aprecjację juana. Stąd już w styczniu podejrzewałem ruch do końca wiosny LBCh w tym temacie. I Tak się stało.
Tak na marginesie 2 lata temu ostro polemizowaliśmy, a teraz można odnaleźć styczne punkty. Co to nie robi kryzys? Miłego weekendu.
Więcej na ten temat:
Czeka nas globalny krach – tekst z 24 września 2008 r.
Jak przetrwać kryzys – tekst z 27 września 2008 r.