Samych siebie powinniście ganić
"Trudno winić PTE za to, że wybrały łatwy zarobek skoro regulacje prawne im to ułatwiały, a można nawet powiedzieć, że do pójścia tą drogą zachęcały. Za kilka lat, w czasie ostrej fazy kryzysu, wrócimy do dyskusji, która zapewne zakończy się likwidacją OFE", napisał Piotr Kuczyński, analityk rynku kapitałowego.
Spotkanie premiera Donalda Tuska i ministra Michała Boniego z prezesami Otwartych Funduszy Emerytalnych nosiło znamiona teatru politycznego, który tak lubią szefowie rządów. Widzieliśmy już takie spotkania w wykonaniu premiera Silvio Berlusconiego, Władimira Putina, czy prezydenta Baracka Obamy. Dzięki takiemu spektaklowi społeczeństwo widzi, że rząd dba o społeczeństwo i gani, można nawet powiedzieć, że łaje, szefów funduszy, którzy uchylają się od wypracowania zysków, które zapewniłyby nam godne emerytury. To oczywiście jest nieco ironiczna ocena tego spotkania, ale nie miało ono na celu jedynie dostarczenie wrażeń publiczności.
Trawestując znany gogolowski cytat („z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie!” można powiedzieć: kogo ganicie? Samych siebie powinniście ganić. Fundusze emerytalne poruszają się przecież w ramach stworzonych im przez polityków. Ci politycy mieli mnóstwo czasu, żeby te ramy zmodyfikować, a nie zrobili prawie nic. Trudno winić fundusze za to, że wybrały łatwy zarobek skoro regulacje prawne im to ułatwiały, a można nawet powiedzieć, że do pójścia tą drogą zachęcały.
Można sobie postawić pytanie: skąd ta dyskusja? Ostatnie zawirowania na rynkach akcji uświadomiły wszystkim, że OFE mogą również tracić pieniądze. Z kolei kłopoty budżetu zwróciły uwagę na to, że większość lokowanych w OFE kapitałów idzie na zakup obligacji skarbu państwa, których emisja zwiększa zadłużenia państwa. OFE używają naszych pieniędzy do kupna tych obligacji, na których bez żadnego ryzyka zyskują. Za to dostają spore wynagrodzenie. Wynagrodzenie w olbrzymiej większości nie zależy od zysku, a jedynie od wielkości zgromadzonego kapitału. Kapitału, który dostaje się zawsze, bez względu na koniunkturę, bo przecież składki emerytalne musimy płacić. Już na wejściu tracimy 3,5 procent (wcześniej 7 procent) ze swojej składki. Potem, co miesiąc, potrąca się nam opłaty za zarządzanie funduszem. Jest część stała zależna tylko i wyłącznie od wielkości zgromadzonych środków i uzależniona od wyników inwestycyjnych osiąganych przez fundusz część zmienna (od 1/9 do 1/3 części stałej).
Załóżmy jednak, że koniecznie musimy inwestować swoje składki na rynkach finansowych. Jeśli zna się zasady działania tych rynków to można z dużą pewnością założyć, że wydzielona komórka w ZUS, zatrudniająca kilkunastu fachowców, dałaby sobie doskonale radę z tym, co robi teraz kilkanaście OFE. Kilka osób zajmujących się w ZUS zarządzaniem kapitałów w ramach funduszu rezerwy demograficznej miało wyniki lepsze od OFE. Nie muszę zapewne dodawać, że takie rozwiązanie kosztowałoby ułamek promila tego, co zarabiają OFE. Oszczędności zwiększyłyby emerytury Polaków.
Widać już dość dokładnie, w jakim kierunku pójdą zmiany, które (już nie tak publicznie) zostaną z funduszami uzgodnione. Po pierwsze będzie wprowadzona wielofunduszowość. Będziemy mieli do wyboru 2 – 3 fundusze o różnym stopniu ryzyka. Na przykład człowiek młody będzie inwestował w fundusz mogący kupować nawet do 80 procent akcji, a człowiek na kilka lat przed emeryturą będzie musiał przejść do funduszu bezpiecznego, w którym udział akcji będzie marginalny.
Teoretycznie dobrze, ale pamiętać trzeba, że takie zwiększenie ilości akcji nawet dla młodego człowieka może być bardzo niebezpieczne. Szczególnie teraz, kiedy jesteśmy w permanentnym kryzysie, który może potrwać jeszcze wiele lat. Kolejnym pomysłem jest zwiększenie konkurencji między funduszami. Miałby się zmierzyć z jakimś odnośnikiem (na przykład indeksem WIG20 czy nowym WIG30). Bardzo wątpię, żeby to się udało wprowadzić. Gdyby jednak nawet tak było to tak długo jak długo wynagrodzenie będzie przede wszystkim zależało od wielkości zgromadzonych (bez żadnego wysiłku) kapitału to konkurencja będzie udawana i nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.
Konstruktywna krytyka polega nie tylko na ocenie stanu obecnego i propozycji, ale również na zaproponowaniu rozwiązań. Jeśli naprawdę musimy mieć OFE (ja mam co do tego olbrzymie wątpliwości) to uważam, że należy wrócić do źródła. Przy tworzeniu reformy mówiło się o obligacjach infrastrukturalnych, których nabywcami byłyby OFE. Należy szybko do tego pomysłu wrócić. Należałoby zmniejszyć limity na akcje, wprowadzić limity na obligacje skarbu państwa i wprowadzić limity na obligacje infrastrukturalne. Kupując te ostatnie OFE finansowałyby (udzielałby kredytu) inwestycje w drogi, mosty i inne obiekty użyteczności publicznej. Byłyby to inwestycje bezpieczne i pożyteczne. Chyba lepiej budować autostradę niż uczestniczyć w nadymaniu balonu spekulacyjnego?
Jeśli chodzi o wynagrodzenie dla funduszy to zdecydowanie zmniejszyłbym udział wynagrodzenia zależnego od wielkości zarządzanych kapitałów. OFE nie muszą się natrudzić, żeby je zdobyć, a poza tym maja stałe, niezależne od koniunktury wpływy. Nie szukałbym też odnośników (benchmark) na rynku akcji. Takim odnośnikiem byłaby dla mnie rentowność obligacji rządowych (jakiś indeks ją odzwierciedlający). Zysk w wysokości tej rentowności OFE wypracowują bez najmniejszego wysiłku. Dlatego też powinny być wynagradzane jedynie za zysk powyżej tego pułapu. Mógłby to być nawet całkiem spory udział w tym nadwyżkowym zysku (np. 30 procent). Mogę się jednak założyć, że zmiany w tych kierunkach nie pójdą, a za kilka lat, w czasie ostrej fazy kryzysu, wrócimy do dyskusji, która zapewne zakończy się likwidacją OFE.
źródło:
http://kuczynski.blogbank.pl/2010/08/30/wcale-nie-tak-spokojny-koniec-lata/