Artykuły

Nie rezygnujmy pochopnie ze złotego

Przyjęcie euro wiąże się z oczywistymi kosztami i niezbyt jasnymi korzyściami. Lepiej więc pozostać przy złotym. I postawić na intensywne reformy gospodarcze – przekonuje profesor ekonomii Jacek Karwowski w rozmowie z Bartłomiejem Radziejewskim w "Rzeczpospolitej".

 

Bartłomiej Radziejewski: Kwestia przyjęcia euro zdominowała polską debatę o walce z kryzysem. Czy słusznie?

Jacek Karwowski: Obserwuję tę debatę ze zdumieniem. Ani źródła kryzysu nie mają żadnego związku z euro, ani euro nie ma dla walki z kryzysem większego znaczenia. A to znaczenie, które ma, jest raczej negatywne i przemawia za utrzymaniem złotego. Dlatego skupienie się polityków i mediów na euro traktuję jako temat zastępczy.

Jednak strefa euro to bardzo elitarny klub. Czy członkostwo w nim nam nie pomoże?

Podobne argumenty stosowano, gdy wchodziliśmy do OECD. A nie miało to dla wzrostu dobrobytu Polaków żadnego znaczenia. Podobnie jest z unią walutową – samo przystąpienie do niej nie daje żadnych gwarancji poprawy stanu gospodarki. Stwarza szanse, ale i istotne zagrożenia.

Jakie?

Jeśli nagła zmiana popytu dotyka jeden lub kilka krajów w większym stopniu niż inne (tzw. szoki asymetryczne), wtedy bardzo pomocna jest własna polityka pieniężna i kursowa, żeby skutki tych wstrząsów łagodzić. Po rezygnacji ze złotego stracimy tę możliwość, czyli zniknie amortyzator przyjmujący na siebie negatywne zjawiska gospodarcze. Niezbędne stają się dostosowania na rynku pracy, często bolesne, albo zwiększenie wydatków budżetowych. Poza tym grozi nam spadek konkurencyjności.

Korzyści dla turystów nie mogą decydować o tak ważnej decyzji, jak pozbycie się własnej waluty
Po przyjęciu euro wzrosną zapewne średnie nominalne ceny i płace. I nawet jeśli nie będzie oznaczać to spadku realnych dochodów Polaków, odbierze to nam jeden z głównych atutów – konkurencyjność. Wpłynie negatywnie na eksport, a także na napływ inwestycji zagranicznych, choć eliminacja ryzyka kursowego akurat do inwestowania w Polsce będzie zachęcać.

Euroentuzjaści twierdzą, że wejście do korytarza walutowego ERM2 (przedsionka unii monetarnej) zabezpieczy nas przed atakami spekulacyjnymi, które tak dotkliwie ostatnio odczuliśmy.

Odwrotnie! Usztywnienie kursu złotego wobec euro w ramach ERM2 będzie magnesem dla spekulantów, bo Polska niezależnie od realnych potrzeb będzie musiała utrzymywać złotego w wężu walutowym. Jeśli ataki spekulacyjne będą silne, będzie to oznaczać poważne nadszarpnięcie naszych rezerw walutowych, a może nawet całkowitą ich utratę. Wchodzenie do ERM2 właśnie teraz jest pomysłem szczególnie nieszczęśliwym, gdyż pozbawi nas możliwości używania polityki pieniężnej do przeciwdziałania kryzysowi.

Ale gdybyśmy mieli euro, spekulantom byłoby trudniej.

To prawda. Euro to dobra, stabilna waluta, za którą stoją potężne gospodarki. Ale to za mało, by je przyjmować. Zdajmy sobie sprawę z tego, że siła euro nie musi być wieczna. Jego przyszłość jest niepewna choćby dlatego, że w niektórych krajach zachodnich pojawiają się głosy o wystąpieniu z unii walutowej. Powtórzę, brak złotego oznaczać będzie przeniesienie negatywnych impulsów na inne sfery gospodarki, co może być znacznie bardziej dotkliwe niż osłabienie waluty.

Twierdzi pan, że ogromny wzrost zadłużenia Polaków, którzy wzięli kredyty w obcych walutach, czy zamieszanie z opcjami walutowymi są mało dotkliwe?

Nie mieszajmy pojęć. Zarówno kredyt w obcej walucie, jak i opcje walutowe to bardzo ryzykowne sposoby zarabiania pieniędzy lub zmniejszania kosztów. Niewłaściwe z nich korzystanie świadczy o braku edukacji ekonomicznej Polaków. Dziś ludzie, którzy zagrali i przegrali powinni mieć pretensje przede wszystkim do siebie, bo grali w ryzykowną grę. Natomiast przyjęcie euro nie wyeliminuje ani nadmiernej skłonności do ryzyka, ani ryzykownych instrumentów finansowych. Nie rozumiem też paniki w związku z osłabieniem złotego. Ono musiało nastąpić, bo nasza waluta była przeszacowana. Ma to oczywiście negatywne skutki, ale ma też dobre, np. dla eksporterów. Dla mnie „kryzysowym” kursem było 3,2 zł za euro.

 

źródło: www.rp.pl

Cały wywiad

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *