Artykuły

Wyjątkowo inteligentne mamy elity, prawda?

Ciemny lud jest głupi, znowu kupi opowieści o nepotyzmie w PSL, że gdzieś jakiś krewny działacza ludowców zarobił dodatkowo kilkaset złotych miesięcznie. Na nasze straty idące w setki milionów, a nawet miliardy złotych, wynikające z politycznych błędów czy ochrony polityków PO czy SLD, nikt nie zwróci uwagi.

 

Jerzy Bańka, prawnik i  wiceprezes ZBP, jak zwykle ma rację – prawo nie może działać wstecz.

W zasadniczej kwestii – ograniczenia spreadów przy kredytach walutowych – rację ma jednak wicepremier Waldemar Pawlak, szef PSL, który tą sprawą zajmuje się od wielu miesięcy.

Poniżej fragment artykułu na ten temat z początku listopada 2010 r.

Ministerstwo Gospodarki chce uciąć windowanie spreadów przez banki.

Do kilku najważniejszych instytucji związanych z rynkiem
finansowym wysłało pismo, w którym zaproponowało dwa rozwiązania
. Pierwsze: wprowadzenie obowiązku spłaty kredytu po średnim kursie banku centralnego.

Drugie: zmuszenie banków, by wycofały się z dodatkowych opłat od osób, które spłacają kredyty walutami kupionymi w innym banku albo kantorze, gdzie spready są niższe.

Bankom propozycja resortu gospodarki się nie podoba, bo spready to dla nich żyła złota.

Spready ustalane dla franka przez bank centralny wynoszą zaledwie 2 proc., podczas gdy najniższe w bankach komercyjnych zaczynają się od ponad 4 proc. Górna granica to 13 proc.

Ale dla osób spłacających kredyty we frankach czy euro – to zmora.
 

 Wczoraj w Radio TOK FM Marek Wielgo z "Gazety Wyborczej" powiedział, że spready dochodzą nawet do 14 proc., a ich zmienność wprowadzana jest do umów kredytowych w trakcie ich trwania za pomocą aneksów.

Najprościej byłoby zakazać  udzielania kredytów walutowych.

W starych krajach UE nie ma kredytów walutowych. 

Banki komercyjne, które zarabiają krocie na spreadach, walczą jednak o utrzymanie kredytów walutowych, a następnie oszukują klientów, zmuszają do akceptowania zbójeckich spreadów.

Wicepremier Pawlak ma więc rację, próbując ustawowo ograniczać spready.

To jest ingerowanie w reguły rynkowe.

Skoro jednak łobuzy z banków komercyjnych nie potrafią zachować się przyzwoicie, trzeba ingerować.

Należy to jednak robić zgodnie z tradycją prawną – bez działania wstecz. 

Warto też spojrzeć na sprawę szerzej. 

Najpierw za nieduże pieniądze sprzedaliśmy nasze banki zagranicznym inwestorom, a teraz pozwalamy, by ci zagraniczny inwestorzy oskubywali nas niemiłosiernie, zaś to, co z nas zedrą, wywozili za granicę.

Banki sprzedaliśmy im przy wycenach, które uwzględniały podatek CIT w wysokości 40 proc., a następnie obniżyliśmy podatek CIT do 19 proc., co automatycznie zwiększyło wycenę banków, bo dzięki temu mogły wypłacać właścicielom wyższe dywidendy.

Banki sprzedaliśmy im przy wycenach, które uwzględniały wysokie rezerwy obowiązkowe, a następnie obniżyliśmy rezerwy obowiązkowe, co szybko zwiększyło wycenę banków, bo dzięki temu osiągały wyższe zyski.

Wyjątkowo inteligentne mamy elity, prawda?

Na Pawlaka i całe PSL najlepsze cyngle w mediach szykują pewnie kolejne kompromitujące materiały. 

Banki komercyjne, które media lubią, bo dają im zarobić na reklamach, nie wybaczą chłopskiej partii zamachu na ich zyski.

Ciemny lud jest głupi, znowu kupi więc opowieści o nepotyzmie w PSL, że gdzieś jakiś krewny działacza PSL zarobił dodatkowo kilkaset złotych miesięcznie.

Na nasze straty idące w setki milionów, a nawet miliardy złotych, wynikające z politycznych błędów czy ochrony polityków PO czy SLD, nikt nie zwróci uwagi.

Przecież ci politycy z SLD i PO są tacy wykształceni, tacy mili i sympatyczni, tak dobrze prezentują się w telewizji, tak pięknie uśmiechają się i rozdają jabłka robotnikom. 

 

14 mld zł opłat dla PTE

Przez 9 lat nie mogłem doprosić się obniżenia opłat od składek pobieranych przez powszechne towarzystwa emerytalne (PTE), które zarządzają otwartymi funduszami emerytalnymi (OFE). Na początku najwyższą brało PTE Commercial Union – 10 proc.

Jesienią 2000 r., jako redaktorem naczelnym miesięcznika „Twój Pieniądz”, policzyłem, że w OFE po roku ich działania aktywa są mniejsze niż składki, jakie wpłaciliśmy. Zapytałem o wysokie opłaty Cezarego Mecha, wówczas prezesa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. Odpowiedział, że konkurencja między PTE rozwiąże ten problem.

Wiosną 2002 r. pytałem o to wiceministra pracy Krzysztofa Patera z SLD. Nieoficjalnie mówił o konieczności ustawowego obniżenia opłat, ale w autoryzowanym wywiadzie w „Twoim Pieniądzu” nr 4/kwiecień 2002 powiedział, że rząd nie przewiduje „ustalenia maksymalnej wysokości opłaty manipulacyjnej”.

W czerwcu 2008 r. zapytałem posła Platformy Obywatelskiej Jakuba Szulca: „Czy koalicja PO-PSL zmierza szybko obniżyć bardzo wysokie prowizje pobierane przez powszechne towarzystwa emerytalne od ich klientów – przyszłych emerytów?”. Odpowiedział: „Prowizje są rzeczywiście wysokie. Trzeba jednak pamiętać, że część pieniędzy pobieranych przez PTE przeznaczana jest na gwarantowanie wypłat dla klientów. Jeżeli fundusz emerytalny osiąga dla klientów zyski niższe niż średnie, PTE musi z własnych pieniędzy dopłacić do kont klientów. Przyjrzymy się jednak dokładniej sytuacji i ocenimy, czy prowizje muszą być tak wysokie.”

Nikt nie pytał o sumę opłat

W tym  samym czasie wysłałem do rzecznika prasowego Komisji Nadzoru Finansowego mejla z prośbą o dane o sumie opłat pobranych przez PTE. Przez kilka tygodni nie odpowiadał. Gdy upomniałem się, poinformował, że nie ma zbiorczych danych, a cząstkowe są w tabelach  na stronie internetowej KNF i mogę sobie sam policzyć.  Zrobiłem to. Wyszło 9,4 mld zł. Byłem zdumiony. Rzecznik KNF powiedział mi, że żaden dziennikarz nie pytał o sumę opłat. Informacja o nich nie pojawiała się w mediach.
W październiku 2008 r. napisałem artykuł pt. „Fatalne rezultaty reformy emerytalnej”. Zamieściłem go na naszych stronach internetowych (www.gepardybiznesu.pl, www.ibs.edu.pl) i wysłałem mejlem do 400 dziennikarzy, zajmujących się sprawami ekonomicznymi w mediach. Jako pierwszy w Polsce podałem do publicznej wiadomości, że PTE zdarły z nas aż 9,4 mld zł opłat. Informacja ta jednak nie mogła przebić się do szerszej opinii publicznej. Mignęła na portalach internetowych Interia i Wirtualna Polska. W prasie, radiu i telewizji nie trafiłem na nią. Jakby działała cenzura. Dopiero pół roku później, w marcu 2009 r., gdy sprawą zainteresował się rząd, informacje o kwocie opłat pobranych przez PTE podały nie tylko portale Interia i Wirtualna Polska, które przedrukowały moją nową analizę, ale również „Gazeta Prawna” i TVN.

Jesienią 2009 r. Sejm, m.in. pod wpływem krytyki mediów, postanowił od 1 stycznia 2010 r. ustawowo obniżyć maksymalne opłaty od składek o połowę – z 7 proc. do 3,5 proc. Jestem przekonany, że przyczyniły się do tego również moje publikacje w latach 2008–2009.

Wszystko na kredyt

Od października 2008 r. postuluję jak najszybszą likwidację systemu OFE. Najpierw przekonywałem do tego ze względu na wysokie koszty jego utrzymania, a od wiosny 2010 r. z powodu rujnowania finansów publicznych.  11 marca 2010  r. na zaproszenie prof. Leokadii Oręziak ze Szkoły Głównej Handlowej wziąłem udział  w konwersatorium pt. "Otwarte fundusze emerytalne a finanse publiczne". Prof. Oręziak wiele razy podkreślała zgubny wpływ OFE na stan finansów publicznych. Po powrocie do domu przeanalizowałem tę sprawę. Oszacowałem, ile odsetek zapłacił Skarb Państwa od kwot, które ZUS przekazał do OFE w latach 1999-2009. Wyszło mi 41,6 mld zł samych odsetek. Zaś suma składek przekazanych do OFE i odsetek wyniosła ponad 180 mld zł i była o 2 mld zł wyższa niż wartość aktywów w OFE, co oznaczało, że traciliśmy 2 mld zł nominalnie.
W wyniku tego zmieniłem, stosowany przez 9 lat, sposób liczenia efektów systemu OFE. Wcześniej przy analizowaniu efektywności II filaru systemu emerytalnego porównywałem zyski osiągane przez OFE do dochodów, jakie ubezpieczony mógłby sam mieć, lokując składki samodzielnie, na przykład na długoterminowym depozycie w banku.

Takie porównanie było błędne, bowiem 139,3 mld zł, jakie przekazaliśmy do Powszechnych Towarzystw Emerytalnych w latach 1999–2009 na inwestycje, to nie były nasze nadwyżki finansowe. Wszystko finansowane było z kredytu, który nasze państwo zaciągnęło na rynku kapitałowym. Przez cały okres 1999–2009 deficyt budżetu państwa był bowiem większy niż wpłaty z ZUS do PTE.
W takiej sytuacji porównanie trzeba prowadzić inaczej, tworząc bilans zysków i strat z przedsięwzięcia dla całego społeczeństwa. System emerytalny to jest bowiem obecnie sprawa społeczna. Zobowiązania, jakie zaciąga państwo, będziemy musieli spłacić my, dając mu większe podatki. Nikt inny za nas tego nie zrobi.

Należy policzyć nie tylko składki wpłacone przez ZUS do PTE, ale również odsetki od kredytu, jaki państwo zaciągnęło, by móc przelać te składki do PTE. Przez kilkanaście lat te odsetki potrafią być wyższe niż składki.
Stosując nowy sposób analizy,  napisałem w połowie marca 2010 r. nowy artykuł i opublikowałem na www.ibs.edu.pl. , www.gepardybiznesu.pl, www.wp.pl i www.interia.pl, a kilka tygodni później w Magazynie Przedsiębiorców "Europejska Firma".

Jedna trzecia całego długu publicznego

Kilka miesięcy później mój sposób patrzenia na system OFE przyjął rząd. Na początku lutego 2011 r. minister finansów Jacek Rostowski, podał, że system OFE wygenerował 232 mld zł długu publicznego.
„Kwota 232 mld zł stanowi szacunek kwoty długu Skarbu Państwa na koniec 2010 r., wynikającej z finansowania dodatkowych potrzeb pożyczkowych związanych z utworzeniem otwartych funduszy emerytalnych, ponoszonych od początku reformy w 1999 r.”, wyjaśniło nam Biuro Prasowe Ministerstwa Finansów. 

Skoro aktywa ubezpieczonych w OFE w końcu 2010 r. wynosiły 221  mld zł, oznacza to, że na inwestycjach z OFE w latach 1999-2010 straciliśmy 11 mld zł (221 – 232 = – 11).

Co będzie dalej? Nie wiemy. Jeżeli kursy akcji zaczną spadać, nasze straty znowu się powiększą. Z kredytu w akcje inwestują tylko najwięksi ryzykanci. Czy nasi politycy mają prawo narażać los milionów Polaków na tak wielkie ryzyko strat?
W latach 1999–2010 z powodu uruchomienia II filaru systemu emerytalnego zadłużenie państwa wzrosło o 232 mld zł. Taką kwotę budżet pozyskał na rynku kapitałowym, zabierając w ten sposób z niego pieniądze, które mogłyby zasilić firmy i rozwój gospodarczy. To prawie jedna trzecia całego długu publicznego naszego państwa.

Z powodu wpłat do PTE zadłużenie państwa zbliżyło się do konstytucyjnych granic. To powoduje obawy inwestorów o wypłacalność naszego państwa i zwiększa koszt finansowania deficytu budżetowego, bo Skarb Państwa musi płacić zaniepokojonym inwestorom wyższe odsetki, by kupowali obligacje.

Rząd, by uspokoić inwestorów, w 2009 r. porozumiał się w sprawie awaryjnego finansowania z Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Za samą gotowość  do pomocy trzeba jednak MFW płacić setki milionów dolarów.

Po ustawowym obniżeniu od 1 stycznia 2010 r. opłat pobieranych przez PTE o połowę, za ich funkcjonowanie płacimy tylko trochę mniej.
Okazało się bowiem, że  przy nowelizacji zniesione zostały ograniczenia opłaty za zarządzanie, co wykorzystały niektóre PTE i w rezultacie opłata ta w ciągu jednego roku wzrosła o 40 proc. z  639,7 mln zł do 893,5 mln zł.
Największymi beneficjentami reformy emerytalnej są Powszechne Towarzystwa Emerytalne, które w latach 2000–2010 pobrały podstawowych opłat aż 14,1 mld zł.

Inwestowanie z kredytu w obligacje skarbowe za pośrednictwem PTE, które biorą za to 3,5 proc. prowizji, jest nadal jawną głupotą. Nie można bowiem zarobić na takiej operacji. Natomiast inwestowanie w akcje z kredytu jest bardzo ryzykowne, co pokazały wyniki 2008 r., gdy aktyw OFE spadły o ponad 20 mld zł.  A przyszłość rynków akcji jest bardzo niepewna.

Istotniejszym problemem staje się jednak rosnący dług publiczny i malejąca wiarygodność kredytowa naszego państwa.
Rozsądna jest koncepcja zaproponowana na początku 2010 r. przez minister pracy Jolantę Fedak z PSL, by ograniczyć wysokość składek wpłacanych przez ZUS do PTE z 7,3 proc. do 2,3 proc. Premier Donald  Tusk długo nad nią myślał, aż  w końcu 2010 r. poparł ją. Rząd chce ją wprowadzić w życie od 1 maja 2011 r.  Dzięki temu ZUS przelewałby do PTE nie 21–23 mld zł rocznie, lecz 7–8 mld zł. 
Pamiętać jednak należy, że jawny polski dług publiczny 1 marca 2011 r. wyniósł 800 mld zł, a do końca roku może wzrosnąć o kolejne kilkadziesiąt mld zł. Do tego trzeba dodać 2–3 biliony złotych zobowiązań emerytalnych, rentowych w ciągu najbliższych 50 lat.
 Pozostawienie 220-230 mld zł aktywów w PTE finansowanych długiem publicznym generuje dodatkowe koszty odsetkowe dla Skarbu Państwa w wysokości 13-14 mld zł w 2011 r. i rosnące w następnych latach.  Dawanie PTE po 7–8 mld zł rocznie będzie zwiększało o taką kwotę dług publiczny i tworzyło dodatkowe jego koszty.

Trzeba dać ludziom wybór

Lepsze jest inne rozwiązanie, które postuluję od października 2008 r. Trzeba obniżyć składki i dać ubezpieczonym wybór, czy chcą być w ZUS i OFE, czy w samym ZUS.

Z tym, że osoby, które zdecydują się pozostać w OFE, powinny powiadomić o tym ZUS listem poleconym w ciągu 3 miesięcy od wejścia w życie ustawy.

Jeżeli zapiszemy w ustawie, że ZUS prowadzi indywidualne konta emerytalne, a pieniądze na nich księgowane są waloryzowane według oprocentowania obligacji skarbowych, interesy przyszłych emerytów będą dostatecznie chronione.
Długoterminowe zyski z akcji są niepewne. Zdarza się, że nawet przez kilkadziesiąt lat ich kursy nie wracają do poprzednich wysokich poziomu, jak zdarzyło się w drugiej połowie XX wieku w Japonii. Nie ma więc co mamić przyszłych emerytów niepewnymi dochodami.
Osobom rozpoczynającym pracę, nie ubezpieczonym wcześniej w ZUS, warto dać dodatkowy wybór systemu nowozelandzkiego: nie płacisz składek emerytalnych, dostajesz wyższe wynagrodzenie, na dodatkową emeryturę oszczędzasz sam, a po ukończeniu 68 roku życia dostajesz niewysoki zasiłek socjalny na starość, płacony z podatków.

Zaprowadzenie nowego porządku emerytalnego nie będzie kosztowne, a korzyści ogromne.

Gdyby większość aktywów z PTE wróciła do ZUS i została spieniężona, oficjalny dług publiczny Polski spadłby o 200 mld zł. Poprawiłoby to pozycję naszego państwa na rynkach finansowych. Spadłyby koszty finansowania długu publicznego. Więcej zagranicznych firm chciałoby inwestować w bardziej stabilnym finansowo kraju.

Przedsiębiorstwa w Polsce miałyby lepszy dostęp do kredytów, bo państwo nie konkurowałoby z nim o kapitał tak mocno jak obecnie.
Ograniczenie systemu OFE negatywnie  mogłaby odczuć Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie, ale przykłady innych krajów pokazują, że ten niekorzystny wpływ mógłby być tylko czasowy.

Wzrosłyby ukryte zobowiązania emerytalne, które już teraz wynoszą 2 biliony złotych. Od nich nie płaci się na bieżąco realnych odsetek na rynku kapitałowym.

Jerzy Krajewski

Argumenty przeciw systemowi OFE

* W latach 1999-2010 system OFE wygenerował 232 mld zł długu publicznego, w tym 70 mld zł odsetek od obligacji, jakie Skarb Państwa zapłacił za jego utrzymanie z kredytu.
* System OFE  jest dotkliwy dla przedsiębiorstw, bo zabiera im kapitał z rynku. Bez zmian w nim państwo w 2011 r. będzie potrzebowało pożyczyć ponad 40 mld zł na jego utrzymanie .
* W 2011 r.  system OFE  stworzy kilka miliardów złotych rocznie dodatkowych kosztów wynikających ze wzrostu oprocentowania obligacji skarbowych, bo z powodu wielkich kosztów jego utrzymania pogarsza się wizerunek Polski na globalnym rynku kapitałowym i rośnie oprocentowanie obligacji skarbowych.
* Powszechne Towarzystwa Emerytalne zdarły w latach 1999-2010 z przyszłych biednych emerytów 14 mld zł opłat, a efekty ich działań są mierne – na inwestycjach z nimi straciliśmy 10 mld zł.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *